czwartek, 15 sierpnia 2019

Od Zoe

Przez sen przedarł się do mnie dźwięk budzika oznajmiając wczesną porę dnia. Jak na zawołanie po chwili czułam jak dwie puszyste kulki depczą po łóżku a następnie zaczynają lizać mnie po twarzy i ręce. Otworzyłam oczy i roześmiałam się lekko patrząc na Ace'a i Ruby. 
- Dzień dobry kochani, co powiecie na śniadanie a następnie spacer?
Ruby od razu się ożywiła i niezdarnie zeszła z łóżka, a Ace, cóż on woli sobie poleżeć. Wstałam z wygodnego mebla i skierowałam się do kuchni by napełnić miski dla psiaków Jedzeniem i świeżą wodą. W ciągu kolejnych 15 minut obskoczyłam łazienkę i byłam prawie gotowa do wyjścia. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych i zanim przez nie przeszłam założyłam swoje różowe trampki jak i przypielam smycze do obroży najedzonych szczeniąt. Ruszyliśmy do pobliskiego małego parku, gdyż porankami nie miałam dużo czasu na dłuższe spacery, trzeba na siebie zarabiać w końcu. Spacer trwał może dwadzieścia minut po czym skierowaliśmy się z powrotem do domu. Tam zjadłam szybkie śniadanie i zabrałam kubek termiczny z herbatą przygotowany przez moją matkę. Zawsze rano zostawiała mi herbatę, a Vistorie'i śniadanie do szkoły. Kochamy ją ale widzimy jak bardzo jest przepracowana. Niestety nie możemy za dużo zrobić. Założyłam torbę na ramię i wyszłam zostawiając dom w rękach zwierząt i śpiącej jeszcze siostry. Wsiadłam do samochodu i pojechałam okrężną droga do pracy, o tej porze zawsze są korki na mieście, w sumie zawsze są. Dotarłam w końcu do kwiaciarni. Weszłam do środka i odłożyłam swoje rzeczy na zaplecze po czym wzięłam się za ustawianie wszystkiego w środku. Po kilkunastu minutach pojawiła się reszta pracowników i od razu wzięli się do roboty. Odsłonili okna i wystawili parę kwiatów na zewnątrz na parapety okien i chodnik. Podeszłam do drzwi i odwróciłam kartkę z napisem "Zamknięte" na "Otwarte". Oficjalnie rozpoczęły się godziny pracy. Niektórzy poszli na zaplecze napić się porannej kawy, a reszta, w tym ja, przygotowywała zamówienia na dzisiaj jak i następne dni, a nawet tygodnie. Po godzinie przybyli pierwsi klienci, których szybko obsłużyłam. Tak czas zleciał aż do końca mojej zmiany po czym zanim wróciłam do domu pojechałam zrobić zakupy, dzisiaj moja kolej przygotować obiad. Zaparkowałam na sporym parkingu i ruszyłam do wnętrza supermarketu biorąc po drodze koszyk. Przechodziłam z alejki do alejki szukając odpowiednich produktów, gdy nagle na zakręcie ktoś na mnie wpadł przez co upuściłam trzymaną przeze mnie paczkę makaronu, którą miałam włożyć do koszyka. 
- Ah przepraszam.
Wiem, że to nie ja na kogoś wpadłam ale nie mogłam się powstrzymać od przeproszenia. Schylilam się po opakowanie, ale wtedy zderzyłam się ponownie z tą osobą. Najwidoczniej chcieliśmy zrobić to samo. Wyprostowałam się i pomasowałam głowę.
- Jejku, naprawdę bardzo przepraszam nie chciałam..

(Tajemnicza osobo?)

Od Jodissela CD Erica

Rano obudziłem się około godziny piątej. Słońce już powoli przebijało się przez rolety w moim oknie, które zajmowało całą ścianę, więc musiałem zasłonić swoje wrażliwe na światło oczy poduszką. Dobrych kilkanaście minut siedziałem rozczochrany w pościeli, starając się zorientować, gdzie jestem, dlaczego i w ogóle KIM jestem. O dziwo nic mnie nie bolało, choć czułem tępy ucisk w lewym przedramieniu wciąż poznaczonym siniakami. Krew jeszcze nie do końca się wchłonęła, ale i tak nie zamierzałem zmieniać swoich przyzwyczajeń w związku z ubiorem koszul z długimi rękawami nawet podczas lata, także nie musiałem się tym martwić. A może raczej po prostu mi się nie chciało.
Pół godziny później stałem już przed lustrem zajmującym całe jedno skrzydło mojej szafy, usiłując przekonać samego siebie, że zwrócenie jedynego posiłku, jaki wmusiłem w siebie od ostatnich 24 godzin, jest złym pomysłem. Ostatecznie udało mi się pokonać mdłości i poprawić swój strój należycie. Przez myśl mi przeszło, że dokładnie tak samo wygląda praktycznie każdy mój poranek — nic dodać, nic ująć.
Przez moment zastanawiałem się, czy wziąć krawat, ale zrezygnowałem, ani nie czując się na siłach, aby się z nim użerać, ani nie będąc przekonanym, czy nie wyglądałbym zbyt formalnie. Bądź co bądź, byłem z Erikiem prawdopodobnie w tym samym wieku, wyśmiałby mnie chyba, jakbym się ubrał jak na galę. Zabrałem zatem ze sobą moją nieodłączną torbę, pamiętając o notatniku spod stolika do kawy, po czym wyszedłem z mieszkania, starannie zamykając za sobą drzwi na klucz. Drogę do pracy pokonałem na autopilocie, nie zastanawiając się nawet, jak się tam znalazłem, dopóki nie stanęła przede mną Gina z wielkim kubkiem kawy, który następnie wcisnęła mi w dłonie.
- Znowu na piechotę, co? - zapytała, unosząc brwi.
Powąchałem mechanicznie podarowaną mi kawę, po czym skrzywiłem się, gdy dotarło do mnie, że jest parzona. Zerknąłem w głąb kubka. Ciecz w środku była prawie wrząca, czarna jak smoła i wydawała się równie gęsta, dlatego też otrząsnąłem się i spojrzałem na Ginę.
- Najwyraźniej. Nie opłacało się jechać, bo później idę do tej kawiarni niedaleko. Mam spotkanie.
Ostatnie zdanie wyraźnie zelektryzowało rudowłosą. Poprawiła okulary, ujęła mnie pod ramię, po czym ruszyła w sobie tylko wiadomym kierunku, ciągnąc mnie za sobą.
- Spotkanie?
- Tak. - mruknąłem tylko krótko, w biegu zostawiając kubek z kawą na biurku pokazującej mi uniesionego kciuka Jeanette, a chwilę później Gina wepchnęła mnie do mojego własnego biura. Na moim krześle, gapiąc się w mój monitor, podżerając moje biurowe płatki i trzymając nogi na moim biurku — siedział Jeal. Uśmiechnął się na mój widok, przełknął kolejną garść płatków i łaskawie zdjął nogi z blatu.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę.
Jakoś nie podzielałem jego hurraoptymizmu, więc tylko założyłem ręce na piersi, czekając. Najwyraźniej Jeal miał mi coś do powiedzenia, ale zanim zdążył choćby otworzyć usta, wcięła się Gina.
- Zostaw swoje żale, czy cokolwiek nie chciałeś mu tam powiedzieć, na później, bo ja mam lepsze rewelacje. Jodi ma jakieś spotkanie w kawiarni!
- Ja tu stoję, wiesz? - mruknąłem żałośnie do siebie, ale ku zdziwieniu rudowłosej, mój przyjaciel nie podłapał jej entuzjazmu.
- Tak, wiem. Spokojnie, nie ekscytuj się tak, on jest dalej tak samo aspołeczny, jak był, po prostu teraz pracuje nie z nami, tylko obok nas. - Jeal przewrócił oczami, patrząc na mnie z góry nawet pomimo tego, że on siedział, a ja stałem.
- Czyli to tylko jakiś klient? - Gina wyraźnie się zawiodła. - Ueee, w takim wypadku nie jest to ciekawe.
Odwróciła się na pięcie, aby wyjść i zająć się ponownie swoją pracą — lub parzeniem niemożliwej do wypicia kawy — ale ją zatrzymałem.
- Obiecuję ci, że będzie to ciekawsze. Wiem, że to nie żaden duży projekt, po prostu zgłosił się do mnie młody chłopak z prośbą o pomoc, a — jak już mówiłem Jealowi — skoro nie pozwalacie mi pracować w mojej własnej firmie, bo "jest zbyt gorąco", to łaski bez, będę pracował tak, jak mi się podoba. - wbiłem w nią wzrok, ale nic nie mówiła, więc żachnąłem się. - Daj spokój, przyda mi się trochę praktyki, wariuję bez pracy, a tak to się przynajmniej czymś zajmę. Dobrze mi to zrobi. Przecież nie będę się przemęczał.
Gina wciąż się nie odzywała, kalkulując coś w myślach, więc zerknąłem na Jeala, szukając poparcia. Mlasnął co prawda z niezadowoleniem, ale po chwili wzruszył ramionami i ponownie zajął się płatkami.
- Dopóki będziesz dawał znać, czy wszystko jest w porządku, no i zawsze wtedy, gdy tak nie będzie, to dla mnie bomba. Przynajmniej nie będziesz się tu plątał bez sensu. - Wiedziałem, że już po stokroć wolałby, żebym plątał mu się pod nogami, niż żeby coś mi się stało, gdy jego nie będzie w pobliżu, ale nie zamierzałem się kłócić, bo jeszcze mógł zmienić zdanie. Nikt jednak nie wspominał o zaniechaniu negocjacji.
- Ale tylko SMS-y. Nie będę przecież dzwonił co pięć minut, szczególnie podczas spotkania. A wieczorem mogę być zajęty. - skłamałem szybko, doskonale wiedząc, że będę się tylko nudził sam w domu, ale nie miałem ochoty być znów dla odmiany dręczony ciągłymi telefonami moich przyjaciół, więc już wolałem nudę. Przynajmniej będę miał spokój. Na szczęście Jeal przełknął moje kłamstwo bez jednego mrugnięcia. Na pewno i tak mi nie uwierzył, ale chyba sam pojął, że nieco zbyt mocno mnie osacza razem z resztą i musi dać mi trochę luzu, bo wkrótce z czystej przekory bym im się urwał.
- Tak czy inaczej... - zwróciłem się ponownie do Giny po dłuższej chwili mierzenia się z Jealem wzrokiem; to ja przegrałem. - Chciałem z tobą porozmawiać jeszcze wczoraj, ale było już późno. Jaka byłaby szansa na zarezerwowanie studia fotograficznego w ciągu najbliższych trzech-czterech dni?
Rudowłosa uniosła brew z tak bazyliszkowym spojrzeniem, że aż poczułem się jak uczeń proszący nauczyciela o odrobienie za niego jego pracy domowej.
- A po co ci studio...?
- A jak myślisz, po co mogłoby mi być potrzebne studio...?
Kolejne kilka minut mierzenia się wzrokiem. Miałem ochotę uciec przez okno, ale wytrzymałem. W końcu to czwarte piętro.
- Zobaczę, co da się zrobić. Dam ci znać jeszcze dzisiaj. Ale jeśli w najbliższym czasie nie powiesz mi dokładnie, ze wszystkimi szczegółami, na jaką robotę się tak właściwie zgodziłeś, sabotuję tabelki Jane.
- Jeal ci może powiedzieć. - wymamrotałem, ale zdrajca tylko się zaśmiał.
- Tak, ale co to byłaby za zabawa. Ja wiem tylko, jak tak właściwie doszło do tego, że przyjąłeś to zlecenie, ale Gina chciałaby wiedzieć wszystko, łącznie z efektem końcowym. Poczeka, to się dowie.
Gina pokazała Jealowi wiadomy palec i wyszła.
Zerknąłem na przyjaciela niepewnie.
- A ty tak właściwie czegoś ode mnie chciałeś czy tak sobie, po prostu, zaanektowałeś moje biuro?
- Chciałem cię poinformować, że bierzesz urlop do końca tego tygodnia. - iście wężowy uśmiech pojawił się na twarzy blondyna, podczas gdy ja wpatrywałem się w niego, nie wiedząc, czy to żart, czy właśnie powinienem kogoś zwolnić.
- ...dobrze się czujesz?
Nie odzywałem się, więc Jeal na moment się zaniepokoił, ale musiał zobaczyć wściekłość w moich oczach, bo wstał, złapał mnie za ramiona i zdecydowanym ruchem zaczął prowadzić mnie do drzwi.
- Nie wściekaj się na mnie, to dla twojego dobra. Właściwie ty powinieneś tu być tylko od podejmowania decyzji, więc nawet mógłbyś pracować zdalnie, odpoczywając w domu czy gdzieś na Hawajach, a tymczasem robisz wszystko to, do czego zatrudniłeś nas. Ale żeby jeszcze tylko to. Pomoc w naprawie komputerów nie należy do twoich obowiązków, Jodi, od tego mamy Randa.
- Zawsze chciałem się tego nauczyć... - wymamrotałem, ale jako iż wciąż byłem w szoku, Jeal z łatwością wypchnął mnie na korytarz.
- Przemęczasz się, nawet jeśli tego nie zauważasz. Dlatego twoje zdrowie się pogorszyło. Nie mówię, że masz leżeć i nic nie robić, ale lepiej będzie, jeśli odpoczniesz kilka dni. Jeśli po tym czasie zrobi ci się lepiej, bez żadnych oporów z naszej strony wrócisz do pracy, zgoda? - Jeal uśmiechnął się do mnie promiennie, a choć nie popierałem jego optymizmu, niechętnie skinąłem głową. Może i miał trochę racji. Nie mnie oceniać. W gruncie rzeczy w szpitalu wmawiali mi to samo, ale miałem to do siebie, że rzadko kiedy udawało im się mnie przekonać. Przystałem jednak na propozycję Jeala, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko ruszyć z powrotem do domu.

***

Kilka wolnych godzin spędziłem w swoim apartamencie, czytając wszystko, co wpadło mi w ręce i okazjonalnie sprawdzając telefon, aby upewnić się, czy Eric nie chce przełożyć spotkania.
O trzynastej z cichym westchnieniem odłożyłem "Inwazję jaszczurów" na stolik do kawy i zerknąłem na powieszony na wieszaku strój.
Piętnaście minut później stałem już gotowy w wejściu, upewniając się, że zabrałem wszystko, czego potrzebowałem.
Za dwadzieścia czternasta siedziałem w tej samej kawiarni co wczoraj, przy tym samym stoliku, międląc w dłoniach serwetkę w oczekiwaniu na Erica. Zamówiłem tylko zieloną herbatę, choć powoli zaczynałem być głodny — ostatecznie mój ostatni posiłek składał się tylko z nieco czerstwego bajgla rano. Wolałem jednak siedzieć głodny, niż później walczyć z mdłościami, więc upiłem tylko kolejny łyk herbaty, czekając.

<Eric?>