piątek, 16 sierpnia 2019

Od Anastazji CD Michaelax

Przechadzałam się ulicą, nucąc sobie jedną z rosyjskich piosenek ludowych. Tu, w Nowym Jorku nikt nie zorientował się, że jestem przyjezdna, dopóki nie usłyszał, jak się nazywam. Uwielbiałam uczyć się innych języków i miałam do tego pewien talent, szczególnie do podłapywania akcentów. Jedyną do tej pory napotkaną przeze mnie barierą był niemiecki. Pamiętałam z niego tylko jedno słowo. 
Poprawiałam lekką spódnicę w romby khaki, gdy usłyszałam znajome mi dźwięki. Gitara elektryczna, gdzieś za rogiem. Przypomniała mi, że tego dnia miałyśmy z dziewczynami przygrywać w jakimś pubie, bo ciężko nazwać klubem niewielkie miejsce w stylu western czy country, które znalazła Wera. Nie spieszyło mi się jeszcze, więc poszłam w miejsce, z którego dochodziły dźwięki gitary i zobaczyłam młodego chłopaka, grającego jakąś piosenkę. Wyciągnęłam z kieszeni spódnicy kilka dolarów i wrzuciłam do futerału. Przeszłam kilka kroków, ale zatrzymał mnie melodyjny głos.
– Przepraszam, ale weź pieniądze - krzyknął do mnie chłopak, szybko podchodząc. Przyjęłam banknoty z powrotem. 
– To dlaczego grasz na ulicy, jak nie dla zarabiania pieniędzy? - zapytałam. Do tej pory nie spotkałam się z takim "oporem", a i zawsze lubiłam w pewien sposób docenić umiejętności muzyka. 
– Tak dla przyjemności w sumie, powracanie do starych nawyków czy coś takiego - powiedział, wzruszając ramionami.
– Rozumiem.
Uśmiechnęłam się pod nosem, odwracając wzrok od rudowłosego. Nie ruszył się z miejsca, choć sprawiał wrażenie, że dziwnie mu było rozmawiać z obcą osobą. A może po prostu z człowiekiem? Cóż, ja miałam czasem fazy siedzenia w samotności i nawijania tylko do Boo, bo Minerwa sama do mnie "mówiła" . Rzadko rozmawiałam z nieznajomymi, z którymi nie spotkałam się przy barowej ladzie i nieco się spięłam. Mój wzrok powędrował na gitarę elektryczną. Przypominała mi jedną z tych od Gibsona, czyli niezły towar.
– Marty'ego Robbinsa raczej na tym nie zagrasz, co? – zaśmiałam się cicho. Lubiłam różną muzykę, a tego pana fanką byłam od dłuższego czasu. Anna miała różne gitary, pamiętam minę jednego taksówkarza, który pakował je wszystkie do bagażnika - na jednym z jej banjo umiałam zagrać parę piosenek Robbinsa. 
– Nie tym razem – chłopak uśmiechnął się lekko. Nie oczekiwałam, że słyszał jakąś jego piosenkę i byłabym nieźle zaskoczona, gdyby naprawdę wiedział, o czym mówię. – Ale jeśli trafisz na mnie, gdy będę miał ze sobą inną gitarę to może zagram coś na życzenie – ten uśmiech był nieco szerszy. 
– Zapamiętam ci to – uniosłam lekko brwi i kącik ust. – Anastazja jestem, tak żebyś mógł później zweryfikować czy coś – zażartowałam. Naprawdę się zastanawiałam, dlaczego aż tak często się uśmiecham i czasem można ze mną pożartować. Nawet na wyrost. A śmiejący się Kurt Cobain? Zastanawiające, nieprawdaż?
– Michael – wyciągnął do mnie rękę, ściągając mnie tym na ziemię.

(Michael?)