wtorek, 13 sierpnia 2019

Leroy Elias Webber

Imię i Nazwisko: Rodzice dali mu na imię Leroy. Po dziadku, tak nam powiedzieli. Podobno dobry człowiek z niego był, trudno powiedzieć, ani ja, ani Leroy go nie poznaliśmy. Mama też wspominała, że miało być LeRoy, z dużą literą w środku, ale tata przy wpisywaniu danych się pomylił. Stresik miał, nie dziwie się, pierwszy dzieciak, w dodatku urodziny w środku nocy, pewnie tata nic nie spał.
Potem jest drugie imię, Elias, po jakimś greckim filozofie, w końcu mama się tym zajmuje, wiadomo, że skądś rodzice musieli wziąć inspiracje. Drugie imię istnieje jedynie w dokumentach, nikomu nie przedstawia pełnymi danymi. Dziwnie by było, prawda?
Z nazwiskiem ojca łączy się w całkiem niezły zestaw: Leroy Elias Webber. Trochę jak ten kompozytor, ale jednak inaczej. Tak czy siak, śmiejemy się, gdy ktoś się pyta, czy jesteśmy spokrewnieni z tym Andrew Lloyd Webberem. Nie, nie jesteśmy. Chociaż fajnie by było.
Przezwiska: Najprościej od imienia: Lee albo Roy. Niektórzy mówią do niego po nazwisku, bo też się przyjmuje i jest łatwe do zapamiętania. W klubie znany jest jako Goldie (prawdopodobnie od Golden Retrievera, którego przypomina charakterem), bo ogarnia każdy wieczór, robi drinki, przedstawia kolejnych występujących na scenie, wciska się między stoliki i prowadzi rozmowy.
Generalnie Ellie dobrze przyjmuje każdy pseudonim, który mu się trafi. No, ja go nazywam Ellie.
Wiek: 31 lat, choć wszyscy dobrze wiemy, że ma mentalność nastolatka. 
Płeć: Mężczyzna. Ale to chyba widać, z tą brodą, którą zapuścił chyba tylko po to, żeby chociaż wyglądać na dorosłego. 
Pochodzenie: Szwajcaria. Konkretnie jeden z francuskich kantonów, więc francuski mamy wszyscy w jednym palcu. Leroy mówi, że gdyby nie odległość i w cholerę drogie loty, odwiedzałby dom częściej.
Praca: Jeszcze niedawno chirurg sercem i głową, ale zbytnio go ten zawód stresował. Biedaka stres zaciągnął do nałogu, z którego na szczęście niedawno wyszedł. Teraz Leroy to właściciel prosperującej klubokawiarni HaZy Dreams, utrzymanej estetyką w latach pięćdziesiątych, która wieczorami zmienia się w tęczowy klub, HyDra. Oprócz właścicielowania robi też czasami za kasjera, kelnera, kucharza, czy barmana. Zależy, gdzie go potrzebują. 
Charakter: Dużo można powiedzieć o Leroyu. Jakby tu opisać go, żeby nie gadać przez trzy godziny, albo więcej… Energii ma za sześciu. Lata w te i wewte, wszędzie go dużo. W dodatku jest niezdarny, chociażby potrafi potknąć się o własną nogę albo rozbić kubek po prostu trzymając go w dłoniach. Zawsze chce pomóc i jeśli tylko może, to właśnie robi. Trochę z niego naiwniaczek jest, bo potrafi się nabrać, ufa praktycznie każdemu, poza tym wierzy zaciekle w to, że każdemu należy się druga szansa. I trzecia i czwarta. Uważa, że każdy jest dobrym człowiekiem, nawet jeżeli jego pierwsza styczność z kimś namalowała go w złym świetle. Zawsze tak miał. Dość dosadny, choć nie ma to w sobie żadnego głębokiego, złego celu. Powie coś, rzuci szczerością, czasem i taką aż do bólu i nawet nie zda sobie sprawy z tego, że kogoś zranił. Z reguły od razu przeprasza. Gada dużo, ale tak naprawdę nie musi w ogóle się odzywać, żeby przekazać swoją wiadomość - a to wzruszy ramionami, to przewróci oczami, zmarszczy czoło, westchnie, zaciśnie szczękę czy przymruży oczy.
Jeżeli czegoś nie zrobi od razu, jest duża szansa, że o tym po prostu zapomni. Dlatego z jego kalendarza wystaje tysiąc kolorowych karteczek, a w telefonie miga co najmniej dziesięć przypomnień. Nie jest leniwy, o nie, tylko ma pamięć złotej rybki. Albo gorszą. Nie znajdziesz go pochylającego się nad detalami, niezwykle szybko się nudzi i często porzuca w pół dokończenie rzeczy na pastwę losu. Ale znowu, nie przez lenistwo, po prostu jest hiperaktywny i jego mózg każe mu robić tysiąc rzeczy na raz. Przez to też szybko się irytuje, jak coś nie idzie po jego myśli. Nawet najmniejszy szczegół. To cud, że udało mu się otworzyć tę klubokawiarnię, z tym jego pędzącym perfekcjonizmem. No i to, że ona się jeszcze trzyma. Chyba nigdy nie spotkałam aż tak impulsywnej osoby. Mało kiedy podejmuje decyzje, nad którymi się zastanawia. Z reguły wszystko z nim leci jak z karabinu. Daje ponieść się emocjom, nie myśląc o konsekwencjach, nie zastanawia się i podejmuje decyzje nagle, dopiero później zdaje sobie sprawę, co zrobił. No i jeszcze często jego reakcje emocjonalne są...silniejsze niż u przeciętnej osoby. Jak ty odczuwasz coś, pomnóż to razy trzy. Może cztery. A ekscytacje to chyba razy dziesięć, bo on się wszystkim ekscytuje, jak dzieciak. W każdym razie tak właśnie wszystko odczuwa Leroy. Chyba właśnie przez te swoje emocje jest taki empatyczny, potrafi odczytać odczucia innych ludzi bardzo szybko.
Nie na każdego rzuca się z konwersacją, chociaż domyślam się, że z chęcią by to zrobił. Ale zna granice. Często jedynie podsłuchuje rozmowy i się w nie wtrąca, choć można powiedzieć, że równie często sam inicjuje dyskusję. Albo wcina się do rozmów. No i Leroy słuchaczem jest okropnym, bo jego skupienie sięga maksymalnie pięciu minut, potem musi zmienić punkt zainteresowania, inaczej oszaleje. Ale za to rozpraszać umie świetnie i jeśli wie, że ktoś jest w złym stanie, stawia na swoje gadanie. Pędzący tok myślenia pomaga mu w takich sytuacjach, bo ktokolwiek będzie spędzać z nim czas, nigdy nie będzie się nudzić. Mogę zagwarantować, bo znam to.
Zależy mu na opinii innych (szczególnie ich aprobacie), czasem wręcz za bardzo. Dlatego chyba jest taki skory do pomocy, by tylko dobrze wyglądać na dłuższą metę. Może się wydawać przez to trochę infantylny, bo praktycznie każdemu chce zaimponować, ale cóż...jemu po prostu zależy. Tym bardziej że dość mocno przeżywa, jak ktoś go odrzuci. Nie chodzi tylko o romans, czy coś, ale nawet, jak ktoś nie będzie chciał się z nim spotkać (chociażby przez brak czasu, ale jeżeli źle to sformułuje to i tak Leroy to odczyta, jakby dana osoba go nie lubiła), czy będzie kazał mu się uspokoić (bo się czymś zbytnio podekscytował), od razu humor spadnie mu do zera, może nawet do poziomu na minusie.
Szybko przywiązuje się do osób, które chcą i poświęcają mu swój czas. Dlatego stali klienci mają promocje na drinki czy przekąski, jeżeli gawędzą podczas wizyt w klubokawiarni z jej właścicielem. Dlatego zna dziwne, mało ważne fakty z życia swoich pracowników i stałych klientów (z których czasami i mi się zwierza), upewniając się, że wszystko jest z nimi dobrze. Bo jak ktoś przychodzi drugi tydzień z rzędu do baru, by zalać się w trupa, to coś na pewno jest nie tak. Poza tym on zawsze z chęcią pomoże. Trochę z niego taki Golden Retriever w ludzkiej skórze. 
Wygląd: Leroy ma krótkie włosy. Nie jeż, bo są dłuższe, nastroszone i ustawione lekko w górę, lekko w bok. Krócej ścięte po bokach i z tyłu, z odrobinę dłuższą grzywką. Ale chyba teraz wszyscy tak noszą. Nie na tyle długie, żeby to był quiff, ale tak czy siak, Leroy układa je skrupulatnie codziennie rano, żeby nie było, że się nie stara. Mają ciemny, orzechowy kolor. Ktoś kiedyś powiedział, że to odcień gorzkiej czekolady, ale ja bym się bardziej skłaniała ku deserowej, bo nie są aż tak ciemne. Do tego dochodzi broda, której za nic nie chce ogolić. Pierwszy raz w życiu mu się chyba udała, więc nie dziwie się mu, że nie chce się jej pozbyć. No i lepiej wygląda z nią niż bez niej, moim zdaniem. Ale może się po prostu przyzwyczaiłam. Oczy. Oczy ma niebieskie, mocno niebieskie. Wydają się jeszcze bardziej niebieskie, jak się patrzy na jego twarz ogółem, z tymi jego ciemnymi włosami i ciemnym zarostem. Jak się śmieje, to tak mu się te oczy mrużą. I ma pieprzyk na lewej kości policzkowej. Wąskie usta. No, to chyba tyle z twarzy.
Miał kiedyś kolczyk w uchu, ale do dłuższego czasu nic do ucha nie wkładał, więc pewnie mu się to teraz zarosło. No i czasami, jak mu się zachce, to pomaluje sobie paznokcie. Ot tak, dla zajęcia czymś rąk. Pamiętam, jak mi wysłał mi zdjęcie swojego pierwszego tatuażu. Taka róża w ramce, z cieniem, na lewym przedramieniu. Potem obok niej pojawił się szkic scyzoryka, trochę niżej twarz Eltona Johna (trudno to nazwać twarzą – to jedynie obrys, z potarganą czupryną i wielkimi, różowymi okularami). Niedawno obok tej trójki pojawił się kolejny – spory, czarny wąż wijący się aż do jego kciuka. Oprócz tych czterech na lewej ręce klik ma jeszcze ten na plecach klik , od łopatek po kark – dwa kwiaty i wzory podobne do tych z mandali. Czasami, jak ma na sobie jakąś koszulę z niższym kołnierzem, widać fragment wzorów. Dlatego, kiedy już przyjeżdża do nas, do Genewy, to nosi długie rękawy i wysokie kołnierze. Rodzice pewnie i tak wiedzą, ale lepiej stwarzać pozory.
Jest dość wysoki, ale nie jakoś tak bardzo. Metr osiemdziesiąt pięć, z tego, co pamiętam. Jak wrócił z odwyku, to zaczął chodzić na siłownię, mówił mi, że to mu pomaga zebrać myśli i zająć czymś ciało. Nie wygląda jak jakiś atleta albo kulturysta, co to, to nie. Ale jakieś tam mięśnie ma, no wysportowany w końcu jest. Wagę ma odpowiednią do wzrostu i sylwetki, nie wiem, nie znam się na tym aż tak dobrze. Jeśli chodzi o ubrania, to jakoś trudno go określić. Lubi nosić koszule, swetry też, takie T-shirty z różnymi tekstami, latem to i koszulka bez rękawów i szorty pewnie też się znajdą. Ze spodni to dżinsy...no, to chyba tyle.
Jeśli chodzi o kolory, to tak naprawdę wszystko. Jasne, ciemne, nic mu nie przeszkadza. A jak założy koszulę w kratę, to z tym swoim zarostem wygląda jak drwal-hipster. Ma taką fajną dżinsową kurtkę, z jasnym futrem, którą trzyma chyba od Genewy. Podarta, trochę za duża, pomazana różnymi słowami i znaczkami, z przypinkami. Lubi ją nosić, trudno powiedzieć, czy to przez sentyment, czy co innego. 
Zainteresowania/Hobby: Jak zaczął pracować w klubokawiarni, to i gotowanie mu jakoś bardziej podeszło. Nauczył się tylu różnych, ciekawych przepisów, że głowa mała. To samo z drinkami, umie przygotować fajne koktajle, jak tylko ma coś pod ręką. W końcu na początku był jedynym pracownikiem i klubu i kawiarni, to musiał się nauczyć. Ale ewidentnie to polubił i teraz jak tylko wpadnie na jakiś dobry przepis, to wrzuca go do menu. Dzięki temu świąteczne obiady nie są już aż tak monotonne.
Trochę czasami szkicuje, tak na rozluźnienie, ale nie jest w tym jakoś bardziej wybitny, mówił mi, że nie chce mu się zbyt bardzo rozwijać talentu. Kiedyś, jak ktoś przyniósł gitarę na zjazd rodzinny, to pochwalił się tym, że zna kilka chwytów, ale chyba wstydził się zaśpiewać. Nie wiem, jak teraz z głosem, ale w dzieciństwie jak nucił pod prysznicem, to nie szło mu aż tak źle.
Oprócz tego ma dziwny talent do zapamiętywania tekstów, ale tak naprawdę tylko tekstów. Może wyrecytować kilkunastostronicowy wiersz, który widział raz, dwa razy na oczy, ale jak ktoś mu coś powie, szybko o tym zapomni. Może robi to specjalnie? W każdym razie to daje mu zadatki na aktora, gdyby nie to, że za nic nie potrafi ukrywać swoich emocji.
Tańczył kiedyś towarzysko, nawet brał udział w kilku konkursach, więc wyczucie rytmu ma niezłe. No i w Dance Dance Revolution też zawsze ze mną wygrywał. A tak schodząc na gry, to nie pogardzi lekką rywalizacją. Nawet czasami się umawiamy online, jak chcemy sobie razem w coś pograć…
Chociaż udaje eksperta, na samochodach jakoś bardzo się nie zna. A że darzy sympatią rzeczy typu vintage, z tym łączą się też stare samochody, jak bardzo by tego nie chciał. Sam ma jednego, nawet mi pomógł ściągnąć takiego różowego starucha z lat siedemdziesiątych. Może się na nich nie zna, ale targować się ze sprzedawcami potrafi i to nieźle. 
Rodzina: No, to najpierw są nasi rodzice. 
  • Elise Webber, mama, doktor filozofii, wykładająca na uniwersytecie w Genewie. Na początku nie pozwoliła Leroyowi wyjechać za ocean, ale po jakimś czasie poparła jego pomysł. Od zawsze była dobrą, wyrozumiałą osobą i nic (na razie) się nie zmieniło. Razem z nią wysyłamy Elliemu pocztówki i paczki pełne szwajcarskich przysmaków na urodziny. 
  • Tata, Thomas Webber, pracuje na budowie. Znaczy, nie jest robotnikiem, tylko nadzoruje budowę, nie wiem, jak to się nazywa. Inżynier, czy coś? Też mamy z Leroyem same dobre wspomnienia związane z ojcem. Uczył nas łowić ryby i strzelać z łuku, w dodatku woził nas nad jezioro, gdzie rozbijaliśmy biwak. Nie no, super dzieciństwo mieliśmy z Ellie. 
  • Ja? Ja jestem jego młodszą siostrą. O dziesięć lat. Sofia Lara Webber, jeśli chcecie znać pełne dane. Studiuję biznes w Genewie. Zawsze miałam dobry kontakt z Leroyem, z resztą wciąż mamy dobry kontakt. Piszemy ze sobą systematycznie, najrzadziej raz na miesiąc. No i wysyłam mu memy na Instagramie. 
  • Z rodziny można jeszcze dodać jego byłą partnerkę, Jasmine Keats, z którą ma dzieciaka. Wzięli ślub tuż po liceum, bo ona zaszła w ciąże i chciała zatrzymać dziecko. Małżeństwo nie wyszło im, bo po niecałych dwóch latach wzięli równie szybki i zwięzły rozwód, jak ich ślub, ale pozostali w mniej-więcej dobrych kontaktach.
  • No i jest Josephine Keats-Webber, nazywana najczęściej Josie, którą Leroy zajmuje się jeden tydzień na miesiąc. Spędza popołudnia po szkole w klubokawiarni, gdzie na zapleczu, albo przy jednym ze stolików odrabia lekcje i udaje, że pomaga ojcu. A jak się zgodzi na spędzanie czasu z tatuśkiem (bo w końcu dwunastolatki mają swoje humorki), to Leroy potrafi zrezygnować ze wszystkich planów, które miał, by tylko zająć się córą. Wygadana ta mała jest, jak nie wiem co, no i podobna charakterkiem do ojczulka. 
Partner: No, na razie nikogo na dłużej nie miał. Głupia sprawa, sporo ludzi ucieka, jak tylko słyszy, że ma dzieciaka. Strasznie mi go szkoda, bo przydałby mu się ktoś bliższy niż grupka przyjaciół. 
Zakochany: Trudno odwrócić jego uwagę od natłoku pracy. No i znowu, jest ta sprawa z tym że ludzie nie chcą się przywiązywać do kogoś, kto już ma dziecko. Chyba ich to przeraża. 
Orientacja: W pełni dumny z siebie panseksualista. Mała, trójkolorowa flaga wisi przy kasie, druga większa, w podziemiach ozdabia ścianę pełną innych flag. Kiedyś wysłałam mu pocztą taką małą przypinkę, to potem ciągle podsyłał mi zdjęcia, jak ją ma przypiętą do kolejnej kurtki. No i na paradach kilku był, nawet na jednej jeszcze w Genewie. W końcu wieczorami prowadzi tęczowy klub, to dumny musi być.
Inne:
|| Od dziecka borykał się z ADHD, to chyba trochę widać w jego charakterze. Dlatego trudno jest mu się skupić (szczególnie gdy ktoś zbyt długo mówi bez przerwy), zawsze musi mieć czymś zajęte ręce i drży mu noga pod stołem. No i ma pokłady energii, o których niektórzy mogą pomarzyć.
|| Chociaż wyszedł z nałogu alkoholowego i wiedzie życie abstynenta (tak samo, jak poprzestał z narkotykami), wciąż pali papierosy, czasem też trawę. Nie jest z tego zbyt dumny, sam mi to powiedział. No ale podobno go to uspokaja, to jego całe ADHD i w ogóle. Podobno.
|| Mańkut, jest leworęczny. Tata chciał go w dzieciństwie oduczyć używania lewej ręki jako dominującej (jakieś zabobony czy coś), ale ewidentnie mu się to nie udało.
|| W desperackiej chęci bycia jednym z tych fajnych ojców postanowił zgłębić internetową wiedzę. Oprócz cytowania różnych filmików z Vine zna sporo memów i nie zawaha się ich użyć, by tylko sprzymierzyć sobie kolejną osobę. Nie zawsze mu się to udaje, ale hej, próbuje.
|| Próbował być weganinem i wytrzymał jakieś pół roku. Z sentymentu zostawił wegańskie wersje dań w klubokawiarni, ale sam wrócił do mięsa i innych produktów zwierzęcych.
|| Oprócz rodzinnego francuskiego i angielskiego zna też odrobinę hiszpańskiego (podłapał w pracy) i niemieckiego (tego uczył się jeszcze w Genewie). Tych ostatnich nie zna tak dobrze, jak dwóch pierwszych, ale potrafi sklecić kilka zdań i tyle w zupełności mu wystarcza. A przeklinać to potrafi chyba w więcej niż dziesięciu językach.
|| Jak przystało na byłego lekarza, jego pismo rzadko kiedy jest czytelne.
Historia: Wszystko zaczęło się o piątej rano w sobotę. Wtedy urodził się Leroy. Mamy nawet nagrania. Przez pierwsze dziesięć lat to ja nie wiem, co się działo (z tego, co wiem, to było dobrze i chyba tyle wystarczy), ale potem ja się urodziłam.
Dobre dzieciństwo mieliśmy z Leroyem, no. Mama uczyła nas po szkole filozofii, bo rodzice mieli w zwyczaju przynosić pracę do domu. Tata, jak mówiłam, uczył nas łowić, no i jeszcze pływać. Mieliśmy z bratem wspólny pokój i ścianę poświęconą ogromnej kolekcji figurek dinozaurów. Kilka z nich wziął za ocean i trzyma w mieszkaniu. A, no właśnie, jak on tam się w ogóle pojawił…
Dostał się w szkole do takiego programu, że mógł wyjechać na czas liceum do Stanów i tam się uczyć. Taki prestiżowy i drogi ten program, ale rodzice się zgodzili, no i wyjechał. Plus mamy ciocię w San Francisco, więc czuli się bezpiecznie, niż gdyby tak miał tam być sam, jak palec. Zamieszkał tam z nią. Tak mu się tam spodobało, że został tam na studia. Skończył medycynę, zaczął pracę jako chirurg. No ale jak mówiłam, dość szybko się to wszystko skończyło. Praca i wszystko wokół zniszczyło go wręcz doszczętnie, był uzależniony od wszystkiego – od alkoholu po morfinę, którą podkradał ze szpitala. Poszedł na odwyk, rzucił pracę, pojechał na drugi koniec Ameryki i tam osiadł. Normalnie zaczął nowe życie, od początku.
Mówił mi od dzieciństwa, że będzie mieszkał w Nowym Jorku. Na szczęście mu się to udało. Założył klubokawiarnię dwa lata temu, no i z tego, co wiem, to wiedzie mu się nieźle. Nawet bardzo nieźle. Kiedyś, jak zbiorę kasę, to go odwiedzę. 
Pojazd: Jako miłośnik oldschoolu (w końcu jest właścicielem klubokawiarni w starym stylu, inaczej nie mogłoby być), znalazł sobie czerwony egzemplarz Cadillaca Coupe DeVille  prosto z lat pięćdziesiątych. Musi klimatycznie wyglądać pod tą jego klubokawiarnią, co nie? 
Pupil: Red Velveteen 
Inne zdjęcia: klikklikklikklik
Steruje: Ceresowa || ceresowa1gmail.com


Pupil 

Imię: Red Velveteen, chociaż reaguje tylko na Velvet i tak jest z reguły nazywana. Pełne imię istnieje tylko w rodowodzie i książeczce zdrowia. 
Wiek: Dwa lata
Rasa: Fretka domowa
Charakter: Velvet to niezwykle wścibskie stworzenie. Uwielbia wciskać się w kąty i między regały, szukając przygód i kolejnych naczyń do zrzucenia na ziemię, by tylko potem leżeć na ich miejscu na półce i wyglądać na niewiniątko. Nie raz zdarzyło się, że wlazła do plecaka Leroya, a ten, nieświadomy dodatkowej wagi, przyciągnął ją ze sobą do pracy, czy gdzieś indziej.Teoretycznie należy do Josie, ale jej mama nie zgodziła się, by trzymać zwierzaka w domu, tym bardziej że w Nowym Jorku posiadanie fretek jest nielegalne, więc Velvet siedzi u Leroya, którego wcale aż tak nie nienawidzi. Podobno gryzie go po łapach i uwielbia rozgrzebywać ziemię z doniczkowych roślin, ale jest miękka w dotyku i Josie uwielbia ją odwiedzać, więc Ellie nie ma z fretką problemów. O dziwo, obcych nie gryzie i przepada za pieszczotami, szczególnie gdy ktoś drapie ją za jej małymi uszkami. 
Ciekawostki:
|| Za truskawkę zrobi wszystko.
|| Z jakiegoś powodu najbardziej przepada za kocią karmą, a nie tą dla fretek.
|| Uwielbia być noszona pod przednimi łapami, z tymi tylnymi dyndającymi w powietrzu.
Inne zdjęcia: klikklik


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz