wtorek, 13 sierpnia 2019

Od Erica cd Jodissela

Puste butelki po alkoholu walające się koło stołu, płyta Guns n' Roses w stereo i kakofonia kilku zachrypniętych głosów. Istny chaos, którego dopełnieniem był dzwoniący w mojej dłoni telefon. Naścienny zegar nie zdążył jeszcze wybić dwudziestej trzeciej. 
Próbowałem skupić się na wyświetlaczu telefonu, ignorując przepełnione paniką głosy reszty kadry przekrzykującej się gdzieś za moimi plecami. Trener od zawsze miał genialne wyczucie czasu. Naturalnym było też, że to ja zostałem tym szczęśliwcem, któremu przypadł zaszczyt rozmowy z nim. Chwała losowi chociaż za to, że byłem jeszcze w miarę zdolny do poprowadzenia konwersacji.
- Dobry wieczór, trenerze - odezwałem się po odebraniu połączenia, a wszystkie pozostałe w pomieszczeniu jednostki niespodziewanie umilkły. - Jak się bawisz w Chicago?
Starałem się przybrać swój standardowy ton głosu, maskując tym nieznaczne pijackie nuty. Nie należałem do grupy osób, która, szybko żegna się ze stanem trzeźwości, aczkolwiek ingerencja moich ukochanych znajomych wystarczyła, abym powoli tracił nad sobą panowanie. 
- Jest całkiem znośnie - odparł Mackie, wahając się przez chwilę. - Jak poradziliście sobie na treningu? 
W pośpiechu przypomniałem sobie drobny scenariusz rzekomego treningu, jaki udało mi się opracować między drugim a trzecim drinkiem. 
- Peter zremisował z Ianem w dowolnym na pięćdziesiąt metrów, Blake poprawiał styl, Felix się pochorował, a ja poprawiłem czas na grzbiecie o dwie sekundy.
Bezgłośne oklaski dwójki z moich kompanów utwierdziły mnie w przekonaniu, że wcale nie szło mi aż tak beznadziejnie. 
- Ciekawie, ciekawie - barwa głosu w słuchawce wzbudziła we mnie lekki niepokój. - Trening trwa do dwudziestej drugiej pięćdziesiąt. Spójrz na godzinę, Pere. Z tego, co się orientuję, nigdy nie zabierasz telefonu na salę basenową.
Wstrzymałem oddech, pozwalając na to, aby przez moją głowę przewinęło się tyle rosyjskich przekleństw, o jakich miałem pojęcie. Mackie miał rację. Do końca treningu było teoretycznie jeszcze piętnaście minut, więc w ogóle nie powinienem odbierać połączenia. 
- Skończyliśmy wcześniej... - mruknąłem w końcu, lecz zanim skończyłem, trener się rozłączył. Odłożyłem telefon do kieszeni i spojrzałem na chłopaków z rozbawieniem zabarwionym konsternacją.
- No, kamraci, chyba jesteśmy w dupie.
Epizod z telefonem wprowadził tylko chwilowy zamęt, już po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Udało nam się przetrwać wieczór bez ingerencji policji, co dla mnie było jak kamień z serca. Na bałagan starałem się na zwracać zbytniej uwagi - rano chciałem się tym zająć. 
Dlatego że moi znajomi dość wcześnie zaczęli, automatycznie też szybciej skończyli. Dzięki temu o jeszcze ludzkiej porze mogłem rzucić się na łóżko bez myśli, że ktokolwiek mógłby jeszcze demolować salon pod moją nieobecność. Alkohol na szczęście skutecznie pomógł mi w zaśnięciu.
Nieważne, w jakim stanie byłem, zawsze budziłem się około godziny siódmej. Tak też było i tym razem - zaspany automatycznie zsunąłem się z łóżka, aby następnie udać się do łazienki. Zanim jednak to zrobiłem, przekopałem swoją garderobę w poszukiwaniu odpowiedniego na dziś stroju. Finalnie mój wybór padł na dość lekką bordową koszulę i czarne jeansy. Moim zdaniem była to dość elegancka kreacja, ale też niezbyt przesadnie - całkiem dobra na dzisiejsze spotkanie. 
Gdy zdołałem doprowadzić siebie do porządku, zajrzałem do salonu. Wszyscy jeszcze spali, a teraz widoczny w świetle dziennym pokój aż wołał o pomstę do nieba. Nie zastanawiając się dłużej wróciłem do łazienki i z szafki pod zlewem wyciągnąłem dwie szmaty, które następnie zmoczyłem pod kranem. Gdy ponownie stanąłem w progu salonu, niczym zawodowy miotacz baseballowy cisnąłem je na twarze śpiących najbliżej wejścia. Ku mojemu zadowoleniu, padło na Blake'a i Felixa. Ten drugi obudził się od razu, odrzucając pocisk na podłogę z niemałym zaskoczeniem, brunet natomiast dalej spał w najlepsze. Nie potrwało to jednak długo, gdyż dźwięki wydobywające się z mojego stereo są w stanie obudzić nawet nieboszczyka. 
- Felix i Blake ogarniają dywan, Peter sprząta ze mną śmieci, Alex zajmie się odkurzaczem - oznajmiłem, nie zważając na oburzone mamrotania chłopaków. - Wszystko oprócz odkurzacza znajdziecie w łazience. Macie godzinę, bo dłużej nie zniosę tego widoku, a do trzynastej ma was tu już nie być. 
(Jodi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz