piątek, 9 sierpnia 2019

Od Cassandy

Otworzyłam leniwie oczy, kiedy poczułam na swojej twarzy ciepły i nie dość świeży oddech. Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Wyciągnęłam spod kocyka rękę i położyłam na łbie mojego psa.
- Hej mały. - Mruknęłam. - Co byś chciał?
Nie spodziewałam się, że odpowie on pełnym zdaniem. Westchnęłam niechętnie.
- Daj mi jeszcze pięć minut.
Tym razem usłyszałam pomruk oraz stukot pazurów o panele. Zawsze, kiedy się niecierpliwi przestępuje z łapy na łapę.
- Nie odpuścisz? - Podparłam się na łokciach i spojrzałam mu prosto w oczy. Dante tylko chrząknął.
Zrzuciłam z siebie kocyk i zwlokłam się z łóżka. Dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. Słońce świeciło coraz zasłaniane chmurami. W końcu chłodniejszy dzień. Zaczęłam kierować się do kuchni. Po drodze złapałam miskę mojego futrzaka. Na miejscu wrzuciłam do blaszanego pojemnika dwa małe korpusy z kurczaka. Miskę oddałam pupilowi, a sama wyciągnęłam sok. Popijając zimny napój oglądałam jak sprawnie radzi sobie z kośćmi.
Puste naczynia włożyłam do zmywarki i udałam się pod prysznic. Oczywiście wcześniej włączyłam muzykę. W końcu co to za prysznic bez śpiewania?

***

Spojrzałam na zegarek. Była dopiero piętnasta.
- Jaja sobie robisz? - Mruknęłam.
- Cass... - Westchnął. - Zrób sobie w końcu wolne. Od dwóch miesięcy codziennie przychodzisz tutaj załatwiasz papierki, odbierasz dostawy, a czasami później jeszcze stoisz za barem do późna.
- No weź.... - Jęknęłam. - Nastawiłam się na kilka darmowych drinków od klientów.
- W takim razie ubierz się i idź na miasto. Tylko jakoś stosownie. - Mocno podkreślił ostatnie słowo. Całe życie byłam i będę jego młodszą siostrą. Wiedziałam, że nie wygram.
- Niech Ci będzie. Jak nie chcesz na mnie zarobić to pójdę dać te pieniądze konkurencji. - Podniosłam się z sofy.- Dante. Idziemy. - Pies podniósł łeb i spojrzał na mnie oczami pełnymi wyrzutu. Chciał jeszcze poleżeć na tym cholernie wygodnym meblu. - Mały nie chcesz wiedzieć co dzieje się tam po godzinach. - Zażartowałam i rzuciłam tylko jednoznaczne spojrzenie bratu.
- Ej! Nie znasz prawdy to mnie nie oczerniaj.
- Dałbyś mi chociaż raz ją przetestować.
- Sp... Wyjdź już.
- Się robi szefie.
Jak ja kocham go denerwować.
Załadowaliśmy się do mojego auta i wróciliśmy do domu. Skoro mam wolny dzień może czas zająć się sobą. Wskoczyłam w dresowe krótkie spodenki i jakąś pierwszą lepszą koszulkę na ramiączka. Zaopatrzyłam się w śmieciowe żarcie znalezione w kuchni i tak wyposażona rozwaliłam się na kanapie w salonie. Złapałam pad do PlayStation i włączyłam ostatnią grę.
Kiedy już wszystkie znane chyba ludzkości wygodne pozycje do grania zostały przeze mnie wykorzystane podniosłam swoje leniwe dupsko. Czas się trochę rozciągnąć. Przebrałam brudną od chipsów koszulkę na nową. Zebrałam swoje pięćdziesiąt kilo szczęścia w nieszczęściu i wyszłam trochę pobiegać.
Przystanek zrobiliśmy po naprawdę dłuższym odcinku drogi. Usiadłam na jednej z ławek w parku. Z kieszeni spodenek wyciągnęłam paczkę papierosów. Jednak nie mogło być za łatwo. Genialna ja zapomniałam sprawdzić, czy mam zapalniczkę. Rozejrzałam się wokół. Poza mną nie było ty praktycznie nikogo. Poza jakąś postacią siedzącą kilkanaście metrów dalej. Nie zdziwiłam się w sumie było już po dwudziestej drugiej, a na dodatek piątek. Niewiele myśląc podeszłam do nieznajomej mi postaci.

Ktoś? Coś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz