piątek, 9 sierpnia 2019

Od Erica

Spływająca z włosów na ubrania była jedną z rzeczy irytujących mnie najbardziej. Nieważne, jak wściekle pocierałbym głowę ręcznikiem, zawsze znalazłaby się chociaż jedna kropla, w każdej chwili gotowa na podrażnienie mojego karku. Ktoś mógłby przyjąć moją irytację jako głupotę, w końcu do czegoś służyły suszarki. Ale ja nigdy nie suszyłem włosów. Nawet, jeśli po treningu byłem zmuszony do wyjścia w nowojorski mróz. Na szczęście rzadko chorowałem, więc takie poczynanie raczej nie szkodziło mojemu zdrowiu.
Z przewieszoną przez ramię torbą zająłem miejsce na swoim motocyklu. Zanim jednak wyjechałem z basenowego parkingu, dobrą chwilę opierałem się łokciami o przód pojazdu, pozwalając sobie na nieco dłuższą regenerację sił. Treningi bywały męczące nawet dla mnie. Finalnie uruchomiłem maszynę i wyjechałem na zbyt ruchliwą ulicę miasta. Godziny szczytu, nie mam się czemu dziwić.
Kolejnym punktem w mojej tygodniowej rutyny było odwiedzenie kawiarni niedaleko Central Parku. Nieważne, jaka pora roku królowała, po treningu zawsze miałem ochotę na kawę z cynamonem. W pomieszczeniu zająłem swoje standardowe miejsce przy oknie najbliżej lady. Z tego miejsca miałem widok na cały lokal. Po złożeniu zamówienia u znajomej kelnerki zacząłem przyglądać się znajdującej się za szybą ulicy. Spojrzenia niektórych przechodniów były kierowane w moją stronę. Wątpię, aby większość z nich interesowała się światem sportowym, więc prawdopodobnie ich uwaga skupiała się na mojej specyficznej urodzie. Podobno miałem greckich przodków, lecz bliżej było mi chyba do Rosjanina - praktycznie nic w moim wyglądzie nie wskazywało na bałkańskie pochodzenie.
Moją uwagę od ulicy odwrócił dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w kierunku wejścia i lekko uniosłem brew na widok wchodzącego do kawiarni mężczyzny. Od razu do głowy wróciła mi sprawa, którą miałem zająć się już jakiś czas temu. Przez chwilę obserwowałem nowo przybyłego, rozważając coś zawzięcie. Finalnie wstałem z miejsca, gdy odeszła od niego kelnerka.
- Dzień dobry, panie Sykes - odezwałem się i zająłem miejsce naprzeciwko zaskoczonego szatyna. - Nazywam się Eric Perez i chciałbym pana o coś spytać.
Wątpię, aby ktoś z branży modowej znał moją godność. Poza tym, kultura raczej wymagała przedstawienia się.
- Potrzebuję oryginalnego stroju na galę w przyszłym miesiącu, czy nie zechciałby mi pan pomóc? - obdarzyłem projektanta subtelnym uśmiechem. Mój znajomy z drużyny polecał ubrania jego firmy, a los chciał, że akurat spotkałem go w kawiarni. Grzechem byłoby nie skorzystać z tej okazji.

(Jodi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz