wtorek, 17 września 2019

Od Jodissela CD Alexa

- Wiesz co... - odezwał się po chwili Alex, co zmusiło mnie do przeniesienia wzroku na niego. Pytająco uniosłem brew, czekając na to, co miał do powiedzenia. - W sumie to ja już wracam do domu, więc mogę cię podrzucić. Do domu, czy gdzie tam chcesz. - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego dla niego, ale ja natychmiast poczułem się zażenowany tym, że ktoś, kto nie ma takiego obowiązku względem mnie, miałby zmieniać swoje postanowienia, aby coś dla mnie załatwić. Natury nie zmienisz. Zanim zatem zdążyłem przemyśleć to, co chciałem powiedzieć, już wypaliłem:
- Nieee... To znaczy... Nie chcę się narzucać. Pewnie i tak masz jakieś swoje obowiązki, czy coś... - ostatnie zdanie bardziej wymamrotałem, niż powiedziałem na głos, ale byłem pewien, że i tak mnie usłyszał. Szczególnie że zaczął się ze mnie śmiać, co tylko jeszcze bardziej wybiło mnie z rytmu.
- Jak już mówiłem, wracam do domu, tak więc mogę cię podrzucić. Raczej nie sądzę, abyś chciał patrzeć na tutejsze dramy.
- No dobrze, skoro proponujesz... - uśmiechnąłem się do niego blado, wciąż nie do końca przekonany. Naturalnie, jak to ja, pomimo faktu, że Alex sam zaproponował mi podwózkę i zapewnił, że nie jest to dla niego problemem — ja tak nie uważałem. Nie chciałem przeszkadzać. Zarówno samym "podważaniem" mnie, jak i tym, że z chwilą, gdy tylko zdołałem się choć trochę przekonać, że to nie jest nic wielkiego, przypomniał mi się charakterystyczny ubiór chłopaka. Jakby czytając mi w myślach, Alex w tym samym czasie powiedział:
- Tylko jeśli to nie problem, zawiózłbym cię motocyklem.
Gdybym miał czym, to bym się zakrztusił, ale nie miałem, więc tylko wybałuszyłem niegrzecznie oczy, zupełnie nie w moim stylu.
- Słucham? To chyba nie najlepszy pomysł... - wymamrotałem, starając się wziąć się w garść. Cudownie. Nie dość, że ogólnie nie lubiłem się nikomu narzucać, ani w jakikolwiek inny sposób przeszkadzać swoją osobą, to jeszcze przez kilkanaście minut będę musiał siedzieć niekomfortowo blisko innej, w dodatku praktycznie kompletnie mi nieznanej, osoby. Nienawidziłem, kiedy ktoś mnie dotykał. Wyjątkiem była Jeanette, która co jakiś czasu uwielbiała robić sobie sparringi z Jealem i używała mnie wówczas podczas rozgrzewki jako worka treningowego. Poza tym preferowałem, żeby nikt nie naruszał mojej przestrzeni osobistej — no i ja nienawidziłem naruszać jej u innych.
Widząc moją minę, tak przerażoną, jakbym niechybnie szedł na ścięcie, Alex zachichotał, choć nie widziałem w tym nic śmiesznego.
- Spoko, nie ma o czym mówić. Mam drugi kask. Chodź.
Nie czekając na moją odpowiedź — ani jakikolwiek ruch ze strony spetryfikowanego strachem mnie — wstał z krzesła i natychmiast ruszył w stronę wyjścia. Chcąc nie chcąc, wziąłem kilka głębszych oddechów, samemu do końca nie wiedząc, dlaczego wiadomość o motocyklu tak mną wstrząsnęła, po czym wstałem i chwiejnie ruszyłem za Alexem. Nie bardzo mi się to uśmiechało. Myśląc intensywnie o całej sytuacji, doszedłem do wniosku, że to głównie nieznajomość Alexa i jego stylu jazdy jednośladem oraz moja wątpliwa chęć znajdowania się tak blisko kogokolwiek spowodowała, że gdy tylko znalazłem się już na zewnątrz, pośród wszechobecnej duchoty, po prostu stanąłem jak słup soli, niezdolny do żadnego ruchu, a co dopiero do wejścia na maszynę Alexa. Dlatego też nie zareagowałem, ani gdy chłopak wcisnął mi zapasowy kask w dłonie, ani gdy mi go ponownie z nich wyjął, zakładając mi go na głowę jak dziecku, gdy okazało się, że dalej się nie ruszam, ani nie odzywam. Pewnie wyglądałem, jakbym miał paść na zawał ze strachu. Otrząsnąłem się, zażenowany spuszczając wzrok na chodnik, kiedy Alex znów zaczął się ze mnie śmiać, ale potwierdziłem, że jestem gotowy i przez chwilę obserwowałem, jak chłopak wsiada na motocykl, zanim nie dotarło do mnie, że akurat takim modelem nigdy nie jeździłem nawet sam, a co dopiero z kimś. Budowa mojej Dyny wymagała, aby pasażer trzymał się kierowcy, jednak nie byłem nawet w stanie powiedzieć, jak nazywa się maszyna Alexa — nie mówiąc już o tym, jak mam się na niej utrzymać tak, aby nie spaść.
- Wsiadasz czy jednak cię strach obleciał? - odezwał się nieco zniecierpliwiony Alex, przez co poczułem się jeszcze gorzej, jakbym zabierał mu czas. Nie namyślając się więc dłużej, wdrapałem się jakoś na motocykl, przytrzymując się ramienia chłopaka, po czym zawahałem się, nie wiedząc, czy Alex nie rzuci mną o jezdnię, jeśli złapię się jego kurtki podczas jazdy. Na wszelki wypadek wolałem jednak zapytać.
- Um... Alex? Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym... Nie wiem, przytrzymał się ciebie? Mam kiepski zmysł równowagi, jeśli to nie ja kieruję, w dodatku kręci mi się lekko w głowie...
Alex na szczęście nie miał nic przeciwko, więc złapałem się jego kurtki, starając się nie spaść, gdy chłopak ruszył sprzed szpitala.
Ostatecznie jazda nie była tak zła, jak myślałem, że będzie. Zanim wyjechaliśmy spod szpitala, podałem Alexowi adres mojego apartamentu i wskazówki dotyczące miejsca, w którym mógłby zaparkować. Jechaliśmy jakieś piętnaście minut, podczas których nie mogłem się oczywiście czuć mniej komfortowo, nie tylko przez wzgląd na to, że siedzenie tak blisko kogokolwiek, a co dopiero prawie obcej osoby, było dla mnie wątpliwą przyjemnością, ale także i huk silnika oraz gorąc dawały mi się we znaki. Coraz silniej kręciło mi się w głowie, a gdy Alex zaparkował swoją maszynę pod apartamentami, dłuższą chwilę zajęło mi zgramolenie się z motocykla tak, aby nie musieć potem odklejać twarzy od asfaltu. Wystarczyło mi jednak zrobić dwa kroki przed siebie, a już nagły zawrót głowy sprawił, że świat zatańczył mi przed oczami i gdyby Alex mnie w porę nie złapał, jak nic przywitałbym się pięknie z glebą.
- Co ci jest? Jesteś pewien, że rzeczywiście cię wypisali, a nie się urwałeś na własne życzenie? - wydawał się lekko zaniepokojony, ale zanim zdołałem mu odpowiedzieć, musiałem przeczekać spazm ostrego bólu i falę gorąca, jaka przetoczyła się przez moje ciało, co z pewnością nie pomogło w przekonaniu go, że wszystko ze mną w porządku.
- Po prostu jestem delikatnie odwodniony, to wszystko. No i powinienem coś zjeść. Wiesz, jakie jest to szpitalne jedzenie... - machnąłem ręką lekceważąco, ale Alex chyba mi nie uwierzył, więc ostatecznie zgodziłem się, aby pomógł mi dojść do mojego mieszkania. Winda oczywiście nie działała, więc wtarabaniłem się jakoś po schodach, starając się nie nadużywać uprzejmości Alexa, który minę miał taką, jakby nie wiedział, czy mnie łapać w razie, jakbym spadał ze schodów, czy też może raczej wziąć mnie za kark jak szczeniaka i po prostu mnie na górę wciągnąć. W moim apartamencie było już jednak chłodniej, więc westchnąłem z ulgą, zapalając wszystkie światła i przez moment nie ruszałem się z przedsionka, czekając, aż całe mieszkanie wypełni się białym światłem żarówek.
- Bogato mieszkasz. - odezwał się Alex od progu, rozglądając się po wielkim apartamencie. Zaprosiłem go do środka i natychmiast zdjąłem marynarkę, bo czułem się, jakbym się rozpływał. Bawełniana koszulka, którą dano mi w szpitalu, wisiała na mnie jak worek, przez co sprawiałem wrażenie sieroty wojennej, ale stwierdziłem, że przecież nie będę się teraz przebierał, więc tylko spojrzałem na Alexa, zamykając za nim drzwi.
- Przyjaciel z pracy stwierdził, że w razie, gdybym przyjmował jakiegoś klienta w domu, wstyd by było, gdybym jako projektant mieszkał w byle czym. - rozejrzałem się po mieszkaniu. Było w porządku, lubiłem je, ale jak dla mnie samego zdecydowanie było zbyt przestronne. - Więc oto jest.
Alex pokiwał głową, przyjmując to do wiadomości.
- Projektant? - zagadał jeszcze.
- Ano. Być może słyszałeś o mojej firmie, Blowesome. - zerknąłem na niego, po czym dodałem szybko. - Jak nie słyszałeś, też jest w porządku. Ale jakbyś znał, mógłbym ci dać rabat. - zażartowałem, ale zamiast się zaśmiać, uśmiechnąłem się tylko blado, bo moją głowę przeszyła ostra igła bólu. Zanim jednak Alex zdążył odpowiedzieć, ktoś zapukał do moich drzwi. Nieco zdziwiony, poszedłem otworzyć, uprzednio przepraszając Alexa, po czym z jeszcze większym zdziwieniem odsunąłem się na bok, unikając staranowania przez wysoce czymś podekscytowanego Jeala, który okazał się osobą pukającą do moich drzwi.
- Hej, Jeal, co ty tu robisz? Miałeś jakieś spotkanie, gdy dzwoniłem do ciebie, tak jak zresztą kazałeś mi zrobić. - z lekkim niepokojem obserwowałem, jak mój przyjaciel wchodzi do mojego mieszkania jak do siebie i natychmiast usadawia się na stołku przy wyspie kuchennej. Jego wzrok padł na Alexa, ale odezwał się do mnie:
- No, wyskoczyło mi jedno znienacka, ale szybko się z tym uporałem. Wiedziałem, że cię tu zastanę, ale nie wiedziałem, że z kimś. - nie odrywając wzroku od Alexa, wstał i podał mu rękę. - Nazywam się Jeal Ferann, jakby coś.
- Alex. - przywitał się chłopak. Ja cały czas tylko przeskakiwałem wzrokiem od jednego gościa, do drugiego, nie będąc w stanie wymyślić, co mógłbym w takiej sytuacji powiedzieć. Zwróciłem się zatem do Jeala.
- To znowu ten twój radar? Najpierw dzwonisz sekundę po tym, jak mnie wypisano, teraz pięć minut po tym, jak wszedłem do mieszkania. Słowo daję, idź z tym gdzieś wyżej, zbiję na tobie fortunę, jako na człowieku-radarze.
- Po pierwsze, matka Giny jest pielęgniarką w tym szpitalu i to ona nakablowała, że cię wypuścili, a po drugie — Randall właśnie skończył naprawiać nasze komputery i pięć minut po tym, jak odjechał, zadzwonił z wieścią, że jesteś cały i zdrowy pod swoim apartamentem, tyle że najwyraźniej ukradłeś komuś motor albo przehandlowałeś Dynę. No więc jestem. Kogo zatłuc? - rzucił mi krzywy uśmieszek, po czym spojrzał na Alexa, nie dając mi dojść do słowa. - Jakiś szpitalny znajomy?
Alex wzruszył ramionami.
- Podwiozłem go, ale nie był w stanie wejść po schodach.
- Kapuś... - syknąłem do chłopaka, ale — tak jak myślałem — Jeal już się zdążył zaniepokoić tymi słowami.
- W takim razie muszę ci podziękować, że udało ci się go tu jakoś odeskortować, bo przypuszczam, że on tego nie zrobił. - spojrzał na mnie wymownie. Nie patrząc na niego — ani na Alexa w sumie też nie — syknąłem:
- Dzięki...
- Wpadnę do ciebie wieczorem. I nie ma wymigiwania się. Mam nadzieję, że nie padniesz przez te kilka godzin, kiedy nikogo z tobą nie będzie. - posłał mi znaczące spojrzenie, które mnie jednak nic nie mówiło, po czym wyszedł, na odchodne rzucając jeszcze do Alexa: - Miło poznać. No i fajną masz maszynę. Lepszą niż Jodi. - po czym wyszedł, nie fatygując się nawet, żeby zamknąć za sobą drzwi. Wzdychając, spojrzałem na Alexa, milcząc przez chwilę.
- Naprawdę dziękuję za podrzucenie mnie. Mam nadzieję, że nie zabrałem ci zbyt dużo czasu. I przepraszam za niego.

<Alex?>