wtorek, 13 sierpnia 2019

Od Anastazji CD Hero

Siedziałam na stołku przy barze i (w większości) facetach, którzy niecierpliwie pospieszali młodego barmana. Spojrzałam na kieliszek z szotem, moim pierwszym w Nowym Jorku. Podniosłam naczynko i wychyliłam alkohol, nie krzywiąc się. Już wcale się nie krzywiłam, choć nie wiem, czy takie "doświadczenie" jest powodem do dumy. 
– Chyba masz niezły gust, jeśli chodzi o alkohol – zaczepiłam bruneta. Ten wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Więc może jeszcze jednego? Na nasz koszt – nie czekając na moją odpowiedź, barman nalał kolejnego szota i podsunął mi, po czym zajął się innymi klientami. Bywały dni, kiedy sama flirtowałam z facetami, których nigdy później miałam nie zobaczyć. Teraz jednak chciałam się po prostu napić. Nie wyglądałam wyzywająco - to do mnie niepodobne - ale nieraz słyszałam, że czysta elegancja i zakolanówki pod prostą sukienką nie są wiele gorsze. 
Z zamyślenia wyrwał mnie nie kto inny, lecz barman. Podparł się łokciem o blat przede mną. 
– A co taka ładna, młoda dziewczyna robi sama w klubie? – Nonszalancki śmiech nie schodził mu z twarzy. 
– Nie mam zamiaru długo tu zostawać – wlałam w siebie drugiego szota, odstawiając kieliszek ze stukotem. Chłopak uniósł jedną brew z uznaniem. – Jeszcze jednego.
Brunet, nie odwracając się ode mnie, wyciągnął nową butelkę wódki. Mogłam mu się bardziej przyjrzeć. Lubiłam obserwować ludzi, choćby z ciekawości, chociaż popatrzeć na "ładnych chłopców", jak to określałam z moją przyjaciółką Anną, też było miło. A ten przede mną był na pewno z tych "ładnych". 
– Czekaj – wyciągnęłam trzydzieści dolarów i położyłam na ladzie, przysuwając je do barmana. Ten spojrzał na banknoty i sceptycznie zapytał:
– Jesteś pewna? To dosyć tani szot. 
– Jak będę miała dość to włożysz mi resztę do torebki i wyniesiesz na rękach – trochę nie wierzyłam, że powiedziałam to na głos. 
Chłopak zaśmiał się i zabrał pieniądze. 
Po kilku szotach nie musiałam się zmuszać do uśmiechu, facet siedzący z kolegą obok mnie zadeklarował, że mnie odprowadzi do domu, jeśli będę chciała. 
– Ona już ma towarzysza – puścił do mnie oczko z bezczelnym uśmiechem. 
Nie jestem pewna, co do mnie powiedział, bo było już głośno. Jego mina jednak dała mi do zrozumienia, że to było coś, co by mi się nie spodobało, nawet po pijaku. Raczej nie proponował mi "minutki na zapleczu", ale często uwagi, które słyszałam w Rosji, a które miały być komplementem, rewanżowałam liściem w twarz. Nie lubiłam chamstwa i bezczelności, choć po pijaku i tak było mi je łatwiej przyjąć. 
Wstałam, zachwiałam się, złapałam kieliszek, posłałam brunetowi szeroki, kpiący uśmiech i wyszłam z klubu. Nie byłam pijana. Zawsze pierwsza u mnie wysiadała koordynacja ruchowa. Przeszłam ledwie parę kroków, a drzwi klubu otworzyły się za mną. 
– Nieładnie tak uciekać bez pożegnania. 
Rozpoznałam głos barmana, który przez ostatnią godzinę poświęcił mi sporo swojej uwagi. Może że względu na fakt, że z barowego stołka wstałam tylko raz, do toalety. Odwróciłam się. Brunet uśmiechał się, a ten uśmiech znów mogłam nazwać tylko nonszalanckim. 
– Nie zapomniałaś czegoś? Może to teraz weź, nie chcę kłopotów w pracy. 
Moja torebka. 
Brawo, sieroto. Przynajmniej wyszłabyś "z klasą", ale nie, bo po co. 
Wzięłam do ręki torebkę. Zauważyłam, że ma tatuaż na nadgarstku i palcu. Nie skomentowałam tego. 
– Dzięki – odwróciłam się i poczułam, że prócz torebki mam w dłoni jeszcze kawałek papieru. Karteczkę z napisem: "Hero". Zaśmiałam się w głos. Domyśliłam się, że to jego imię. 
– Och, mój ty bohaterze. – Wcześniej, przy barze, dałam pokaż swoim wrodzonym umiejętnościom flirciarskim. Prawie nigdy jednak nie mówię niczego na poważnie w tym rodzaju rozmów. Tym razem jednak spojrzałam na chłopaka przenikliwym wzrokiem. 
– Anastazja. Teraz lepiej wracaj do swoich narwanych klientów, ja może jeszcze kiedyś wpadnę. Po takiego szota. 
Wypowiadając ostatnie zdanie, odwróciłam się i ruszyłam wolnym krokiem. 

(Hero?)

Od Anastazji CD Cassandry


Nie mogłam uznać tego dnia za zbyt pożyteczny. Wstałam, ogarnęłam się, nakarmiłam kota, wyjęłam węża z terrarium. Przy okazji starałam się nie obudzić współlokatorek. Było dosyć wcześnie, przynajmniej jak na mnie. 
– Boo, ciocia Minerwa cię dziś przypilnuje. Muszę kupić ci jedzonko – położyłam sobie węża na barku i skierowałam się do łazienki. Zawiązałam na głowie bandankę, uważając, by nie zawadzić o pupila, po czym założyłam jeden ze swoich ulubionych strojów - ciemną spódnicę w kratę, sięgającą lekko za kolana i czarny, cienki golf. Boo go uwielbiał. Szczególnie, gdy był świeżo wyprany i tak cudownie pachniał. 
Zrobiłam sobie herbaty. Tego dnia miałam zamiar poszukać jakiegoś baru, nie za daleko, z wyjątkową atmosferą, do którego mogłabym udać się nawet sama. 
– A co ty tak wcześnie?
Zaspana Anna pojawiła się nagle obok mnie, podniosła kubek z moją herbatą i upiła łyka. 
– Nie wiem, jak możesz pić taką lurę.
– I tak zawsze jej próbujesz, więc nie może być taka zła. A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie - pochodzę sobie po okolicy. Jak się ogarniecie to po południu może wyskoczymy na pizzę czy coś. 
Dziewczyna jadła śniadanie, ja zawsze omijałam ten posiłek. Zazwyczaj ogarniałam się po prostu zbyt późno, by opłacało się go spożywać. Pograłyśmy chwilę na telefonach, wspólnie założyłyśmy ważnego teama w naszej grze online. Anna była mi najbliższa z dziewczyn, z którymi grałam w zespole. W sumie, w ogóle ze wszystkich dziewczyn. Zajmowała wszelkie rodzaje gitar, jakie były nam potrzebne i często dokładała drugi głos. Nawet jej jednak nie potrafiłam do końca zaufać, choć w wielu trudnych aspektach mojego życia okazywała się być dokładnie taka sama jak ja.
Miałyśmy dzień rozpakowywania się i zwiedzania okolicy. Wczoraj przyleciałyśmy do Nowego Jorku i na nic nie miałyśmy do tej pory czasu.
Sprzątałyśmy, dekorowałyśmy we dwie nasz pokój. Gdy pozostałe dwie dziewczyny - Wera i Iwanna wstały, zdecydowałyśmy wreszcie iść na pizzę. Wera była urodzoną flirciarką. Czasem podłapywałam u niej różne sztuczki, nie raz mi się przydały. Po miło spędzonym popołudniu, przez cały wieczór porządkowałyśmy mieszkanie.
W końcu wyszłam na zewnątrz. Pieniądze, jakie zarobiłyśmy w Rosji, i które dołożyli nam nasi rodzice (mimo naszych protestów - ceniłyśmy sobie pracę), wystarczyły na dostatecznie duże lokum dla nas wszystkich. Czasem lubiłam z niego jednak wypełznąć samotnie.
Kupiłam jedzonko Boo. Malutki gryzoń. Wyrzuty sumienia by mnie zeżarły, gdyby był żywy. W tamtej chwili było mi jednak "tylko" smutno. Usiadłam na murku pod drzewem i objęłam okolicę wzrokiem. Moją uwagę przykuła młoda, ciemnowłosa kobieta, ze dwa, trzy lata starsza ode mnie. Między palcami trzymała papierosa. Przyglądałam jej się chwilę, gdy zauważyłam, że chyba brakuje jej ognia. Nieznajoma spojrzała na mnie. Wstała z ławki i spokojnym krokiem podeszła. 
– Masz może zapalniczkę?
Przez króciutką chwilę przyglądałam się kobiecie. Nie wyglądała na pustą laskę, raczej na mądrą, silną kobietę. Momentalnie mnie przytłoczyła, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wolałam takie niż wspomniane standardowe dziewczyny. Wyciągnęłam zapalniczkę z torebki i podałam brunetce. Ta przysiadła się na chwilę na murku, by podpalić papierosa. 
– Chcesz jednego?
– Dzięki, nie palę – pokręciłam głową.
– Po co ci w takim razie zapalniczka? – Wydawała się być nieco rozbawiona brakiem jasnej logiki w tym moim poczynaniu. 
– Nigdy nie wiadomo, kiedy może mi się przydać. Choćby do podpalenia karteczki z życzeniem na ognisku dla marzycieli. 
Dziewczyna zaciągnęła się i uśmiechnęła połowicznie. 

(Cassandra?)

Michael Boult

Imię i Nazwisko: Michael Boult
Przezwiska: Michael nie ma jakiś wielu przezwisk, cóż rzadko zdarzało mu się mieć jakieś bliższe znajomości oprócz rodziców, którzy skracali mu imię do Mike, albo wołali go po kolorze jego włosów, a mianowicie Rudy. W “swoim” świecie boksu publika woła go Żniwiarzem po jednej walce, która nie skończyła się za ciekawie dla przeciwnika.
Wiek: Już tak tuła się po świecie przez dwadzieścia jeden lat.
Płeć: Mężczyzna
Pochodzenie: Skąd pochodzi Mike? W sumie on to sam już nie wie, od początku swojego istnienia się tuła z rodzicami, ale z tego co opowiadają mu rodzice i zdradza akcent to jest z Nowej Zelandii
Głos: KJ Apa - I’ll Try
Praca: Różnie to bywa z jego pracą, bo według prawa to jest bezrobotnym, ale jakby nie patrząc na prawo to zajmuje się nielegalnymi walkami bokserskimi za które dostaje niezłe kokosy za wygrane.
Charakter: Mike jest osobą lojalną, uczciwą (jeśli nie chodzi o pracę oczywiście) oraz życzliwą. Zawsze na pierwszym miejscu stawia rodzinę oraz przyjaciół, których i tak nie posiada za wielu. Jest także dobroduszny, wiele by poświęcił by jego bliscy w ogóle nie cierpieli. Michael jednak ma niską samoocenę po wszystkich jego samotnych przygodach po lasach i innych miejscach nie za ciekawych dla młodego człowieka. Jest osobą wrażliwą, nie lubi cierpienia innych, a co dziwnego sam gdy wchodzi na ring nie sprawia dla niego żadnego problemu obijania twarzy przeciwnikom, aż do stracenia najczęściej przytomności. Potrafi perfekcyjnie już opanować emocje na zewnątrz mając zwykle to samo pełne beznamiętne spojrzenie, którym często darzy ludzi, gdy nie ma ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Mike jest osobą dość zmienną co do swojej pasji zwłaszcza, że odkrył posiadanie swoich wielu talentów rozpoczynając od pisania piosenek, śpiewania ich, grania na gitarze aż do boksu. Co ważne u Boulta jest jego łatwowierność, gdy w odpowiedni sposób okręci się go wokół palca. Pomimo swoich pięknych cech niczym u zwykłego chłopaczka z sąsiedztwa, gdy tylko wprowadził się do Nowego Yorku nic nie było u niego tak samo jak wcześniej, mało gadatliwy, nie mówiący o sobie zbyt wiele, bo po co jeśli jego życie według niego ciekawe ni było. Jest wielkim wielbicielem burgerów i kebabów. Kocha zwierzęta, gdyby mógł miałby ich tyle, aż jego mieszkanie nie zarosłoby chodzącym futrem. Jego konikiem jest adrenalina, szybkie auta, motory, czy parkour, którego jeszcze się uczy. Często się denerwuje, zbyt często można rzec, nie lubi jak ktoś mu się sprzeciwia w jego planach, nasuwa pomysły które dla Mike stają się z automatu absurdalne, ale jeśli ta osoba jest kobietą to na pewno nie usłyszy przekleństw, a bardziej jakiś komentarz dotyczący, że stacza się, ale i tak posłucha się kobiety jeśli będzie chciała go odsunąć od którejś z walk. Co do miłości to Mike jest okropny, nigdy nie traktuje jej poważnie oprócz jednej którą stracił. Poważnie zakochał się raz, w swojej wcześniejszej miejscowości, ale po jego ucieczce i odsiadce już nie miał po co wracać do starego domu.
Wygląd: Michaela dość łatwo rozpoznać. Jego największy atut w wyglądzie to ruda czupryna oraz krzaczaste brwi na kwadratowej szczęce. Rzadko spotykany uśmiech, który od razu uwydatnia małe dołeczki na policzkach oraz białe zęby, które na szczęście pomimo walk wszystkie należą do jego. Na twarzy średnio widoczne są małe piegi, a dokładnie na policzkach i na nosie. Beznamiętne spojrzenie zamknięte w zimno czekoladowych oczach. Jest pomimo szczupłej sylwetki bardzo dobrze zbudowany, widoczne zapracowane przez spory czas mięśnie brzucha ładnie uwydatniają tak zwany sześciopak. Posiada kilka tatuaży na ramieniu i przedramionach. Waży ledwo ponad siedemdziesiąt trzy kilo, ale gdyby musiał zrobi wszystko by schudnąć czy przytyć do walk, dla zdobycia większych pieniędzy, których potrzebuje. Ma dokładnie metr osiemdziesiąt wzrostu. Na jego ciele także pojawiają się blizny, nad prawą brwią ma szramę od pałki policyjnej czy już od walnięcia głową w kamień sam już nie pamięta, wypalone znamię na biodrze za karę za chęć ucieczki, potraktowany niczym krowa na znakowaniu, oraz na lewej piersi i ramieniu pociągnięte trzy spore sznyty o których nie chwali się za dużo, bo twierdzi, że to jest jego spora tajemnica i niech tak pozostanie.
Zainteresowania/Hobby: Sporty walki rzecz jasna, muzyka, zwierzęta, adrenalina, dziewczyny oraz motoryzacja.
Rodzina
  • Fred Boult - ojciec i jedyna już osoba w rodzinie. Prowadzący własną firmę budowlaną w Nashville
  • Mary Boult - matka i prawniczka, gdy wzięła rozwód z ojcem Michaela przestała istnieć dla chłopaka, chociaż i tak przyjmuje jej pieniądze, które mu wysyła.
Partner: Brak
Zakochany/a: Kto zaintrygował twoją postać? Aktualnie nikt i prawdopodobnie się na to nie zapowiada z jego szczęściem.
Orientacja: Heteroseksualna
Inne:
 - Jest zakochany w starociach, od rzeczy które trzyma w mieszkaniu, aż do pojazdów
- Często bawi się w mechanika
- Ma słabość do słodyczy i fast-foodów
- Jak się nudzi, a zdarza mu się dość często farbuje się na ciemny brąz
- Był w poprawczaku
- Nienawidzi niedźwiedzi
- Zastanawia się czy pójść do marynarki jeśli jest mu to dane
- Nie przepada za kotami, bo ma na nie alergie
- Trenował zapasy
- Kicha, gdy tylko przekracza próg domu, sam nie wie dlaczego.
Historia: Mike pochodzi z Nowej Zelandii w której żył może z pięć lat, może ciut mniej. Był za mały by ogarnąć. Jest jedynakiem, który mieszkał prawie całe życie z kłócącymi rodzicami o jakieś pierdoły. Potem przeprowadzili się do Nashville gdzie spędził swoje najlepsze i najgorsze chwile swojego życia. Dokładnie trzy lata temu na imprezie postanowili się powygłupiać i zrobić zawody bokserskie, Mike kontra jakieś chuch

erko z młodszej klasy. Po kilku minutach chłopaczek leżał nieprzytomny na ziemi dalej okładany przez Mike, odsunięty przez swoich przyjaciół i dziewczynę, został szybko zabrany z miejsca zdarzenia. Wtedy każdy zobaczył tą “gorszą stronę” rudego chłopaka, która zniszczyła mu życie w szkole, wytykając palcami, a potem i w codziennym gdy dostał wezwanie na rozprawę za poważne uszkodzenie ciała chłopaka. Po kilku miesiącach jechał busem prosto z rozprawy do poprawczaka, gdzie spędził dokładnie rok, rok spotkań przez szybę z telefonem w uchu. Widzenia się z ojcem, przyjaciółmi i kilka razy z dziewczyną. Potem wrócił do domu, ale to był błąd, znajomi poszkodowanego nie dawali mu żyć, tak samo jak wścibska policja. Wytrwał kilka miesięcy, a potem znikł z miasta żegnając się ze wszystkimi przez telefon na jakiejś stacji w Kanadzie, blisko Toronto. Mijały miesiące i dopiero rok temu postanowił zagnieździć się gdzieś na dłużej i tak pozostał w Nowym Yorku, pod wielką tajemnicą pobytu dla przyjaciół i tylko dla rodziców wiadomo, gdzie dokładnie się znajdował. To tutaj wpadł w nieciekawe towarzystwo, lądując na prowizorycznym ringu walcząc o brudne pieniądze, próbując zapomnieć o bliskich.
Pojazd: Pontiac Firebird 1968
Pupil: Claus i Amon
Inne zdjęcia: klikklikklik
Steruje: nowicka941@gmail.com


Pupil


Imię: Claus
Wiek: Z jakiś rok, może dwa. Mike sam nie wie ile ma, bo w sumie kupił go w ciemno, a raczej wygrał.
Rasa: Owczarek Niemiecki
Charakter: Claus jest bardzo ciekawski, gdzie Mike tak i Claus nie ważne czy do kuchni, łazienki, do wanny. Lubi się uczyć, pod warunkiem, że w nagrodę dostaje smakołyk w postaci parówek na których ma obsesje. Nie chce się dzielić swoim właścicielem z nikim, żadnym innym zwierzęciem, robakiem czy ludźmi. Mike należy do Clausa i odwrotnie. Duża przytulanka, który lubi włazić na kolana czy na meble niczym kot, nawet myślano, że jest upośledzony próbując drapać meble jak kot i próbując wskakiwać na lodówkę.
Ciekawostki: Claus lubi żreć, już nawet nie można tego nazwać jedzeniem, a żarciem wszystko na czas jakby za chwile miało mu to uciec. Potrafi otwierać zamrażarkę, a jako, że jest tam pusto, bo nawet półek nie ma, to można zgadnąć, gdzie lubi siedzieć. Zawsze chce włazić Mikeowi do wanny, gdy się kompie, nie wiadomo dlaczego. Pomimo swojego małego kociego upośledzenia to naprawdę wspaniały pies stróżujący, ale nie w nocy, gdy śpi, je, czy łazi za właścicielem, czyli… przez ¼ życia jest to dobry piesek. Pomimo, że jego właściciel to niezła skorupa bez okazywania emocji, to Claus wie, kiedy trzeba przyjść, by potowarzyszyć przyjacielowi w ciszy. Kocha spacery. Jak pojawił się Amon w domu to stwierdził, że z takim psem to się chyba może podzielić właścicielem, by nie dostać w pysk.
Inne zdjęcia: klikklik





Imię: Amon
Wiek: Dwa lata maksymalnie
Rasa: Wilczak Czechosłowacki
Charakter: Totalny włóczęga, dosłownie jak właściciel. Wcześniej w sumie nie wiadomo w jakim był domu, ale jego dystans do każdego mówił, że za ciekawie to nie było. Jednak po spędzeniu czasu z Michaelem pies się otworzył i stał się stałym kompanem wspólnych wycieczek i przynajmniej nie musi chodzić na smyczy jak jego braciak Claus. Kocha wędrówki i uwielbia położyć się w nogach właściciela, by odsapnąć. Można go nazwać psem, który nie lubi gości. Zawsze szczeka, podgryza, robi wszystko by ludzie wyszli z jego terenu. Nie lubi w przeciwieństwie do Clausa łazić za właścicielem, a bardziej żyje swoim życiem, aż do spaceru.
Ciekawostki: Uwielbia wołowinę, ale tylko surową, raz na spacerze zaatakował Clausa, by ten nie wpadł pod auto jak głupi. Mike nazywa go Papciem, przez to, że strasznie pilnuję Clausa i jego samego na wyprawach jak doświadczony podróżnik.
Inne zdjęcia: klik

Od Mercedes cd. Auguste i Maximiliana

- Jedną poprawkę u mnie i jeden nowy dla Mercedesa. - Odpowiedział Archie, podchodząc do swojej znajomej i wyciągnął rękę do jej pupilka. - Merci pierwsza, ja zajmę się Muninem. Au! - Szybko cofnął dłoń, dziobniętą przez ptaka, który najwyraźniej nie miał ochoty na pieszczoty.
Gus zaśmiała się krótko, po czym odwróciła się do mnie i już chłodniej spytała:
- Co i gdzie robimy?
- Na żebrach, ale skoro to Archie wygrał zakład chyba to on powinien coś wybrać. - Spojrzałam w kierunku blondyna, który posłał mi uśmiech, sugerujący że mogę dość szybko pożałować tej decyzji, po czym podszedł do biurka, na którym leżało kilka kartek z rozpoczętymi projektami i zaczął je przeglądać.
- Ten wygląda fajnie. - Po dłuższej chwili przekładania rysunków podniósł jeden z nich.
Projekt przedstawiał uroczą, małą sowę siedzącą na kwitnącej gałęzi. 
Nie było tak źle jak mogłoby być, więc odetchnęłam z ulgą, podczas gdy właścicielka salonu dokończyła projekt i przygotowała szablon. Cóż, witaj pierwszy profesjonalnie zrobiony tatuażu. Zdjęłam koszulkę, siadając na leżance.
- Boże, kto ci to tak spieprzył? - Wzrok tatuatorki zatrzymał się na tatuażu pod obojczykiem.
- Życie? On! - Wskazałam na Archie’ego, na co Gus po raz pierwszy posłała mi lekki uśmiech.
- Chcesz znieczulenie? - Spytała, przygotowując pojemniczki na tusze.
- Dam radę. - Zapewniłam, by po chwili usłyszeć warkot silniczka maszynki.
- Jak chcesz. - Gus zanurzyła igłę w moim boku.




Gus?

Leroy Elias Webber

Imię i Nazwisko: Rodzice dali mu na imię Leroy. Po dziadku, tak nam powiedzieli. Podobno dobry człowiek z niego był, trudno powiedzieć, ani ja, ani Leroy go nie poznaliśmy. Mama też wspominała, że miało być LeRoy, z dużą literą w środku, ale tata przy wpisywaniu danych się pomylił. Stresik miał, nie dziwie się, pierwszy dzieciak, w dodatku urodziny w środku nocy, pewnie tata nic nie spał.
Potem jest drugie imię, Elias, po jakimś greckim filozofie, w końcu mama się tym zajmuje, wiadomo, że skądś rodzice musieli wziąć inspiracje. Drugie imię istnieje jedynie w dokumentach, nikomu nie przedstawia pełnymi danymi. Dziwnie by było, prawda?
Z nazwiskiem ojca łączy się w całkiem niezły zestaw: Leroy Elias Webber. Trochę jak ten kompozytor, ale jednak inaczej. Tak czy siak, śmiejemy się, gdy ktoś się pyta, czy jesteśmy spokrewnieni z tym Andrew Lloyd Webberem. Nie, nie jesteśmy. Chociaż fajnie by było.
Przezwiska: Najprościej od imienia: Lee albo Roy. Niektórzy mówią do niego po nazwisku, bo też się przyjmuje i jest łatwe do zapamiętania. W klubie znany jest jako Goldie (prawdopodobnie od Golden Retrievera, którego przypomina charakterem), bo ogarnia każdy wieczór, robi drinki, przedstawia kolejnych występujących na scenie, wciska się między stoliki i prowadzi rozmowy.
Generalnie Ellie dobrze przyjmuje każdy pseudonim, który mu się trafi. No, ja go nazywam Ellie.
Wiek: 31 lat, choć wszyscy dobrze wiemy, że ma mentalność nastolatka. 
Płeć: Mężczyzna. Ale to chyba widać, z tą brodą, którą zapuścił chyba tylko po to, żeby chociaż wyglądać na dorosłego. 
Pochodzenie: Szwajcaria. Konkretnie jeden z francuskich kantonów, więc francuski mamy wszyscy w jednym palcu. Leroy mówi, że gdyby nie odległość i w cholerę drogie loty, odwiedzałby dom częściej.
Praca: Jeszcze niedawno chirurg sercem i głową, ale zbytnio go ten zawód stresował. Biedaka stres zaciągnął do nałogu, z którego na szczęście niedawno wyszedł. Teraz Leroy to właściciel prosperującej klubokawiarni HaZy Dreams, utrzymanej estetyką w latach pięćdziesiątych, która wieczorami zmienia się w tęczowy klub, HyDra. Oprócz właścicielowania robi też czasami za kasjera, kelnera, kucharza, czy barmana. Zależy, gdzie go potrzebują. 
Charakter: Dużo można powiedzieć o Leroyu. Jakby tu opisać go, żeby nie gadać przez trzy godziny, albo więcej… Energii ma za sześciu. Lata w te i wewte, wszędzie go dużo. W dodatku jest niezdarny, chociażby potrafi potknąć się o własną nogę albo rozbić kubek po prostu trzymając go w dłoniach. Zawsze chce pomóc i jeśli tylko może, to właśnie robi. Trochę z niego naiwniaczek jest, bo potrafi się nabrać, ufa praktycznie każdemu, poza tym wierzy zaciekle w to, że każdemu należy się druga szansa. I trzecia i czwarta. Uważa, że każdy jest dobrym człowiekiem, nawet jeżeli jego pierwsza styczność z kimś namalowała go w złym świetle. Zawsze tak miał. Dość dosadny, choć nie ma to w sobie żadnego głębokiego, złego celu. Powie coś, rzuci szczerością, czasem i taką aż do bólu i nawet nie zda sobie sprawy z tego, że kogoś zranił. Z reguły od razu przeprasza. Gada dużo, ale tak naprawdę nie musi w ogóle się odzywać, żeby przekazać swoją wiadomość - a to wzruszy ramionami, to przewróci oczami, zmarszczy czoło, westchnie, zaciśnie szczękę czy przymruży oczy.
Jeżeli czegoś nie zrobi od razu, jest duża szansa, że o tym po prostu zapomni. Dlatego z jego kalendarza wystaje tysiąc kolorowych karteczek, a w telefonie miga co najmniej dziesięć przypomnień. Nie jest leniwy, o nie, tylko ma pamięć złotej rybki. Albo gorszą. Nie znajdziesz go pochylającego się nad detalami, niezwykle szybko się nudzi i często porzuca w pół dokończenie rzeczy na pastwę losu. Ale znowu, nie przez lenistwo, po prostu jest hiperaktywny i jego mózg każe mu robić tysiąc rzeczy na raz. Przez to też szybko się irytuje, jak coś nie idzie po jego myśli. Nawet najmniejszy szczegół. To cud, że udało mu się otworzyć tę klubokawiarnię, z tym jego pędzącym perfekcjonizmem. No i to, że ona się jeszcze trzyma. Chyba nigdy nie spotkałam aż tak impulsywnej osoby. Mało kiedy podejmuje decyzje, nad którymi się zastanawia. Z reguły wszystko z nim leci jak z karabinu. Daje ponieść się emocjom, nie myśląc o konsekwencjach, nie zastanawia się i podejmuje decyzje nagle, dopiero później zdaje sobie sprawę, co zrobił. No i jeszcze często jego reakcje emocjonalne są...silniejsze niż u przeciętnej osoby. Jak ty odczuwasz coś, pomnóż to razy trzy. Może cztery. A ekscytacje to chyba razy dziesięć, bo on się wszystkim ekscytuje, jak dzieciak. W każdym razie tak właśnie wszystko odczuwa Leroy. Chyba właśnie przez te swoje emocje jest taki empatyczny, potrafi odczytać odczucia innych ludzi bardzo szybko.
Nie na każdego rzuca się z konwersacją, chociaż domyślam się, że z chęcią by to zrobił. Ale zna granice. Często jedynie podsłuchuje rozmowy i się w nie wtrąca, choć można powiedzieć, że równie często sam inicjuje dyskusję. Albo wcina się do rozmów. No i Leroy słuchaczem jest okropnym, bo jego skupienie sięga maksymalnie pięciu minut, potem musi zmienić punkt zainteresowania, inaczej oszaleje. Ale za to rozpraszać umie świetnie i jeśli wie, że ktoś jest w złym stanie, stawia na swoje gadanie. Pędzący tok myślenia pomaga mu w takich sytuacjach, bo ktokolwiek będzie spędzać z nim czas, nigdy nie będzie się nudzić. Mogę zagwarantować, bo znam to.
Zależy mu na opinii innych (szczególnie ich aprobacie), czasem wręcz za bardzo. Dlatego chyba jest taki skory do pomocy, by tylko dobrze wyglądać na dłuższą metę. Może się wydawać przez to trochę infantylny, bo praktycznie każdemu chce zaimponować, ale cóż...jemu po prostu zależy. Tym bardziej że dość mocno przeżywa, jak ktoś go odrzuci. Nie chodzi tylko o romans, czy coś, ale nawet, jak ktoś nie będzie chciał się z nim spotkać (chociażby przez brak czasu, ale jeżeli źle to sformułuje to i tak Leroy to odczyta, jakby dana osoba go nie lubiła), czy będzie kazał mu się uspokoić (bo się czymś zbytnio podekscytował), od razu humor spadnie mu do zera, może nawet do poziomu na minusie.
Szybko przywiązuje się do osób, które chcą i poświęcają mu swój czas. Dlatego stali klienci mają promocje na drinki czy przekąski, jeżeli gawędzą podczas wizyt w klubokawiarni z jej właścicielem. Dlatego zna dziwne, mało ważne fakty z życia swoich pracowników i stałych klientów (z których czasami i mi się zwierza), upewniając się, że wszystko jest z nimi dobrze. Bo jak ktoś przychodzi drugi tydzień z rzędu do baru, by zalać się w trupa, to coś na pewno jest nie tak. Poza tym on zawsze z chęcią pomoże. Trochę z niego taki Golden Retriever w ludzkiej skórze. 
Wygląd: Leroy ma krótkie włosy. Nie jeż, bo są dłuższe, nastroszone i ustawione lekko w górę, lekko w bok. Krócej ścięte po bokach i z tyłu, z odrobinę dłuższą grzywką. Ale chyba teraz wszyscy tak noszą. Nie na tyle długie, żeby to był quiff, ale tak czy siak, Leroy układa je skrupulatnie codziennie rano, żeby nie było, że się nie stara. Mają ciemny, orzechowy kolor. Ktoś kiedyś powiedział, że to odcień gorzkiej czekolady, ale ja bym się bardziej skłaniała ku deserowej, bo nie są aż tak ciemne. Do tego dochodzi broda, której za nic nie chce ogolić. Pierwszy raz w życiu mu się chyba udała, więc nie dziwie się mu, że nie chce się jej pozbyć. No i lepiej wygląda z nią niż bez niej, moim zdaniem. Ale może się po prostu przyzwyczaiłam. Oczy. Oczy ma niebieskie, mocno niebieskie. Wydają się jeszcze bardziej niebieskie, jak się patrzy na jego twarz ogółem, z tymi jego ciemnymi włosami i ciemnym zarostem. Jak się śmieje, to tak mu się te oczy mrużą. I ma pieprzyk na lewej kości policzkowej. Wąskie usta. No, to chyba tyle z twarzy.
Miał kiedyś kolczyk w uchu, ale do dłuższego czasu nic do ucha nie wkładał, więc pewnie mu się to teraz zarosło. No i czasami, jak mu się zachce, to pomaluje sobie paznokcie. Ot tak, dla zajęcia czymś rąk. Pamiętam, jak mi wysłał mi zdjęcie swojego pierwszego tatuażu. Taka róża w ramce, z cieniem, na lewym przedramieniu. Potem obok niej pojawił się szkic scyzoryka, trochę niżej twarz Eltona Johna (trudno to nazwać twarzą – to jedynie obrys, z potarganą czupryną i wielkimi, różowymi okularami). Niedawno obok tej trójki pojawił się kolejny – spory, czarny wąż wijący się aż do jego kciuka. Oprócz tych czterech na lewej ręce klik ma jeszcze ten na plecach klik , od łopatek po kark – dwa kwiaty i wzory podobne do tych z mandali. Czasami, jak ma na sobie jakąś koszulę z niższym kołnierzem, widać fragment wzorów. Dlatego, kiedy już przyjeżdża do nas, do Genewy, to nosi długie rękawy i wysokie kołnierze. Rodzice pewnie i tak wiedzą, ale lepiej stwarzać pozory.
Jest dość wysoki, ale nie jakoś tak bardzo. Metr osiemdziesiąt pięć, z tego, co pamiętam. Jak wrócił z odwyku, to zaczął chodzić na siłownię, mówił mi, że to mu pomaga zebrać myśli i zająć czymś ciało. Nie wygląda jak jakiś atleta albo kulturysta, co to, to nie. Ale jakieś tam mięśnie ma, no wysportowany w końcu jest. Wagę ma odpowiednią do wzrostu i sylwetki, nie wiem, nie znam się na tym aż tak dobrze. Jeśli chodzi o ubrania, to jakoś trudno go określić. Lubi nosić koszule, swetry też, takie T-shirty z różnymi tekstami, latem to i koszulka bez rękawów i szorty pewnie też się znajdą. Ze spodni to dżinsy...no, to chyba tyle.
Jeśli chodzi o kolory, to tak naprawdę wszystko. Jasne, ciemne, nic mu nie przeszkadza. A jak założy koszulę w kratę, to z tym swoim zarostem wygląda jak drwal-hipster. Ma taką fajną dżinsową kurtkę, z jasnym futrem, którą trzyma chyba od Genewy. Podarta, trochę za duża, pomazana różnymi słowami i znaczkami, z przypinkami. Lubi ją nosić, trudno powiedzieć, czy to przez sentyment, czy co innego. 
Zainteresowania/Hobby: Jak zaczął pracować w klubokawiarni, to i gotowanie mu jakoś bardziej podeszło. Nauczył się tylu różnych, ciekawych przepisów, że głowa mała. To samo z drinkami, umie przygotować fajne koktajle, jak tylko ma coś pod ręką. W końcu na początku był jedynym pracownikiem i klubu i kawiarni, to musiał się nauczyć. Ale ewidentnie to polubił i teraz jak tylko wpadnie na jakiś dobry przepis, to wrzuca go do menu. Dzięki temu świąteczne obiady nie są już aż tak monotonne.
Trochę czasami szkicuje, tak na rozluźnienie, ale nie jest w tym jakoś bardziej wybitny, mówił mi, że nie chce mu się zbyt bardzo rozwijać talentu. Kiedyś, jak ktoś przyniósł gitarę na zjazd rodzinny, to pochwalił się tym, że zna kilka chwytów, ale chyba wstydził się zaśpiewać. Nie wiem, jak teraz z głosem, ale w dzieciństwie jak nucił pod prysznicem, to nie szło mu aż tak źle.
Oprócz tego ma dziwny talent do zapamiętywania tekstów, ale tak naprawdę tylko tekstów. Może wyrecytować kilkunastostronicowy wiersz, który widział raz, dwa razy na oczy, ale jak ktoś mu coś powie, szybko o tym zapomni. Może robi to specjalnie? W każdym razie to daje mu zadatki na aktora, gdyby nie to, że za nic nie potrafi ukrywać swoich emocji.
Tańczył kiedyś towarzysko, nawet brał udział w kilku konkursach, więc wyczucie rytmu ma niezłe. No i w Dance Dance Revolution też zawsze ze mną wygrywał. A tak schodząc na gry, to nie pogardzi lekką rywalizacją. Nawet czasami się umawiamy online, jak chcemy sobie razem w coś pograć…
Chociaż udaje eksperta, na samochodach jakoś bardzo się nie zna. A że darzy sympatią rzeczy typu vintage, z tym łączą się też stare samochody, jak bardzo by tego nie chciał. Sam ma jednego, nawet mi pomógł ściągnąć takiego różowego starucha z lat siedemdziesiątych. Może się na nich nie zna, ale targować się ze sprzedawcami potrafi i to nieźle. 
Rodzina: No, to najpierw są nasi rodzice. 
  • Elise Webber, mama, doktor filozofii, wykładająca na uniwersytecie w Genewie. Na początku nie pozwoliła Leroyowi wyjechać za ocean, ale po jakimś czasie poparła jego pomysł. Od zawsze była dobrą, wyrozumiałą osobą i nic (na razie) się nie zmieniło. Razem z nią wysyłamy Elliemu pocztówki i paczki pełne szwajcarskich przysmaków na urodziny. 
  • Tata, Thomas Webber, pracuje na budowie. Znaczy, nie jest robotnikiem, tylko nadzoruje budowę, nie wiem, jak to się nazywa. Inżynier, czy coś? Też mamy z Leroyem same dobre wspomnienia związane z ojcem. Uczył nas łowić ryby i strzelać z łuku, w dodatku woził nas nad jezioro, gdzie rozbijaliśmy biwak. Nie no, super dzieciństwo mieliśmy z Ellie. 
  • Ja? Ja jestem jego młodszą siostrą. O dziesięć lat. Sofia Lara Webber, jeśli chcecie znać pełne dane. Studiuję biznes w Genewie. Zawsze miałam dobry kontakt z Leroyem, z resztą wciąż mamy dobry kontakt. Piszemy ze sobą systematycznie, najrzadziej raz na miesiąc. No i wysyłam mu memy na Instagramie. 
  • Z rodziny można jeszcze dodać jego byłą partnerkę, Jasmine Keats, z którą ma dzieciaka. Wzięli ślub tuż po liceum, bo ona zaszła w ciąże i chciała zatrzymać dziecko. Małżeństwo nie wyszło im, bo po niecałych dwóch latach wzięli równie szybki i zwięzły rozwód, jak ich ślub, ale pozostali w mniej-więcej dobrych kontaktach.
  • No i jest Josephine Keats-Webber, nazywana najczęściej Josie, którą Leroy zajmuje się jeden tydzień na miesiąc. Spędza popołudnia po szkole w klubokawiarni, gdzie na zapleczu, albo przy jednym ze stolików odrabia lekcje i udaje, że pomaga ojcu. A jak się zgodzi na spędzanie czasu z tatuśkiem (bo w końcu dwunastolatki mają swoje humorki), to Leroy potrafi zrezygnować ze wszystkich planów, które miał, by tylko zająć się córą. Wygadana ta mała jest, jak nie wiem co, no i podobna charakterkiem do ojczulka. 
Partner: No, na razie nikogo na dłużej nie miał. Głupia sprawa, sporo ludzi ucieka, jak tylko słyszy, że ma dzieciaka. Strasznie mi go szkoda, bo przydałby mu się ktoś bliższy niż grupka przyjaciół. 
Zakochany: Trudno odwrócić jego uwagę od natłoku pracy. No i znowu, jest ta sprawa z tym że ludzie nie chcą się przywiązywać do kogoś, kto już ma dziecko. Chyba ich to przeraża. 
Orientacja: W pełni dumny z siebie panseksualista. Mała, trójkolorowa flaga wisi przy kasie, druga większa, w podziemiach ozdabia ścianę pełną innych flag. Kiedyś wysłałam mu pocztą taką małą przypinkę, to potem ciągle podsyłał mi zdjęcia, jak ją ma przypiętą do kolejnej kurtki. No i na paradach kilku był, nawet na jednej jeszcze w Genewie. W końcu wieczorami prowadzi tęczowy klub, to dumny musi być.
Inne:
|| Od dziecka borykał się z ADHD, to chyba trochę widać w jego charakterze. Dlatego trudno jest mu się skupić (szczególnie gdy ktoś zbyt długo mówi bez przerwy), zawsze musi mieć czymś zajęte ręce i drży mu noga pod stołem. No i ma pokłady energii, o których niektórzy mogą pomarzyć.
|| Chociaż wyszedł z nałogu alkoholowego i wiedzie życie abstynenta (tak samo, jak poprzestał z narkotykami), wciąż pali papierosy, czasem też trawę. Nie jest z tego zbyt dumny, sam mi to powiedział. No ale podobno go to uspokaja, to jego całe ADHD i w ogóle. Podobno.
|| Mańkut, jest leworęczny. Tata chciał go w dzieciństwie oduczyć używania lewej ręki jako dominującej (jakieś zabobony czy coś), ale ewidentnie mu się to nie udało.
|| W desperackiej chęci bycia jednym z tych fajnych ojców postanowił zgłębić internetową wiedzę. Oprócz cytowania różnych filmików z Vine zna sporo memów i nie zawaha się ich użyć, by tylko sprzymierzyć sobie kolejną osobę. Nie zawsze mu się to udaje, ale hej, próbuje.
|| Próbował być weganinem i wytrzymał jakieś pół roku. Z sentymentu zostawił wegańskie wersje dań w klubokawiarni, ale sam wrócił do mięsa i innych produktów zwierzęcych.
|| Oprócz rodzinnego francuskiego i angielskiego zna też odrobinę hiszpańskiego (podłapał w pracy) i niemieckiego (tego uczył się jeszcze w Genewie). Tych ostatnich nie zna tak dobrze, jak dwóch pierwszych, ale potrafi sklecić kilka zdań i tyle w zupełności mu wystarcza. A przeklinać to potrafi chyba w więcej niż dziesięciu językach.
|| Jak przystało na byłego lekarza, jego pismo rzadko kiedy jest czytelne.
Historia: Wszystko zaczęło się o piątej rano w sobotę. Wtedy urodził się Leroy. Mamy nawet nagrania. Przez pierwsze dziesięć lat to ja nie wiem, co się działo (z tego, co wiem, to było dobrze i chyba tyle wystarczy), ale potem ja się urodziłam.
Dobre dzieciństwo mieliśmy z Leroyem, no. Mama uczyła nas po szkole filozofii, bo rodzice mieli w zwyczaju przynosić pracę do domu. Tata, jak mówiłam, uczył nas łowić, no i jeszcze pływać. Mieliśmy z bratem wspólny pokój i ścianę poświęconą ogromnej kolekcji figurek dinozaurów. Kilka z nich wziął za ocean i trzyma w mieszkaniu. A, no właśnie, jak on tam się w ogóle pojawił…
Dostał się w szkole do takiego programu, że mógł wyjechać na czas liceum do Stanów i tam się uczyć. Taki prestiżowy i drogi ten program, ale rodzice się zgodzili, no i wyjechał. Plus mamy ciocię w San Francisco, więc czuli się bezpiecznie, niż gdyby tak miał tam być sam, jak palec. Zamieszkał tam z nią. Tak mu się tam spodobało, że został tam na studia. Skończył medycynę, zaczął pracę jako chirurg. No ale jak mówiłam, dość szybko się to wszystko skończyło. Praca i wszystko wokół zniszczyło go wręcz doszczętnie, był uzależniony od wszystkiego – od alkoholu po morfinę, którą podkradał ze szpitala. Poszedł na odwyk, rzucił pracę, pojechał na drugi koniec Ameryki i tam osiadł. Normalnie zaczął nowe życie, od początku.
Mówił mi od dzieciństwa, że będzie mieszkał w Nowym Jorku. Na szczęście mu się to udało. Założył klubokawiarnię dwa lata temu, no i z tego, co wiem, to wiedzie mu się nieźle. Nawet bardzo nieźle. Kiedyś, jak zbiorę kasę, to go odwiedzę. 
Pojazd: Jako miłośnik oldschoolu (w końcu jest właścicielem klubokawiarni w starym stylu, inaczej nie mogłoby być), znalazł sobie czerwony egzemplarz Cadillaca Coupe DeVille  prosto z lat pięćdziesiątych. Musi klimatycznie wyglądać pod tą jego klubokawiarnią, co nie? 
Pupil: Red Velveteen 
Inne zdjęcia: klikklikklikklik
Steruje: Ceresowa || ceresowa1gmail.com


Pupil 

Imię: Red Velveteen, chociaż reaguje tylko na Velvet i tak jest z reguły nazywana. Pełne imię istnieje tylko w rodowodzie i książeczce zdrowia. 
Wiek: Dwa lata
Rasa: Fretka domowa
Charakter: Velvet to niezwykle wścibskie stworzenie. Uwielbia wciskać się w kąty i między regały, szukając przygód i kolejnych naczyń do zrzucenia na ziemię, by tylko potem leżeć na ich miejscu na półce i wyglądać na niewiniątko. Nie raz zdarzyło się, że wlazła do plecaka Leroya, a ten, nieświadomy dodatkowej wagi, przyciągnął ją ze sobą do pracy, czy gdzieś indziej.Teoretycznie należy do Josie, ale jej mama nie zgodziła się, by trzymać zwierzaka w domu, tym bardziej że w Nowym Jorku posiadanie fretek jest nielegalne, więc Velvet siedzi u Leroya, którego wcale aż tak nie nienawidzi. Podobno gryzie go po łapach i uwielbia rozgrzebywać ziemię z doniczkowych roślin, ale jest miękka w dotyku i Josie uwielbia ją odwiedzać, więc Ellie nie ma z fretką problemów. O dziwo, obcych nie gryzie i przepada za pieszczotami, szczególnie gdy ktoś drapie ją za jej małymi uszkami. 
Ciekawostki:
|| Za truskawkę zrobi wszystko.
|| Z jakiegoś powodu najbardziej przepada za kocią karmą, a nie tą dla fretek.
|| Uwielbia być noszona pod przednimi łapami, z tymi tylnymi dyndającymi w powietrzu.
Inne zdjęcia: klikklik


Anastazja Irna Woronow

Imię i nazwisko: Anastazja Irna Woronow
Przezwiska: Nastka
Wiek: 19 lat, jeszcze nieskończone
Płeć: kobieta
Pochodzenie: Rosja
Praca: Dostała się na uniwersytet medyczny, dorabia sobie grając w czteroosobowym damskim zespole
Charakter: Z jednej strony artystka, dusza marzycielki. Sztuka zajmuje szczególne miejsce w jej życiu, nigdy nie brakuje na nią czasu. Interesuje się też jednak naukami ścisłymi, uwielbia biologię. Od zawsze chciała być naukowcem lub zajmować się medycyną kryminalną, ewentualnie weterynarią. Na którymś roku studiów planuje dołączyć akademię sztuk pięknych, dziewczyna lubi śpiewać i świetnie jej to idzie. Prócz tego maluje, gdy ma czas, choć łatwiej jej rysować na tablecie. 
Jest ambitna, jednak potrafi rozgraniczyć naukę i pracę z odpoczynkiem i życiem towarzyskim, mimo że to jest raczej niezbyt bogate. Anastazja jest typem intro- lub ambiwertyka. Cechuje ją szczerość, bystrość, gotowość do pomocy, znaczna inteligencja i pragnienie ciągłego rozwoju wewnętrznego. Jest raczej miła i ciężko wytrącić ją z równowagi. Nie lubi jednak nietolerancji, bezczelności i chamstwa. Ceni sobie szacunek do innych ludzi i przyrody, jest miłośniczką wszelkiego rodzaju zwierząt. Dziewczyna ma skrajną osobowość, jest pełna sprzeczności. Wypełniona jednocześnie specyficzną energią życiową i melancholiczną tęsknotą za śmiercią, co może być wynikiem jej długoletniego zmagania się z problemami emocjonalnymi i głęboką depresją. Często śmieje się z głupich rzeczy, tak prawdopodobnie odreagowuje częsty stres i poczucie emocjonalnego odosobnienia. Trudno jest jej zaufać innym, czasem ma z tym kłopot przy dawnych przyjaciołach, z którymi wyjechała do Nowego Jorku. Gdy kogoś dobrze pozna, staje się prawdziwą sobą i dobrą towarzyszką do jakiejkolwiek formy spędzania wolnego czasu. Co prawda woli domówki dla przyjaciół czy rodzinne imprezy niż kluby, ale ma zupełnie różne upodobania, zależne wyłącznie od jej nastroju i dnia. Niekiedy mogłaby nawet skoczyć ze spadochronu.
Wygląd: Ma równo 166 cm wzrostu i mniej więcej 50 kg wagi. Jest dosyć szczupła, ale nie ma ciała supermodelki. Ma zielone oczy. Lubi nosić kolczyki - srebrne kółka w różnych rozmiarach. Jej biżuteria ogranicza się do prostego srebra i bransoletek-rzemyków. Najchętniej ubiera się w stylu retro, czasem w kratę, paski. Dosyć elegancko, ale nie sztywno. Lubi też wzory bohema. Ma zamiar zrobić sobie kilka tatuaży. 
Zainteresowania/Hobby: Sztuka (malowanie, przeróżna muzyka, filmy, zarówno stare jak i nowe, literatura - sama również dużo pisze), nauka, zwierzęta, astronomia i astrologia. W wielu innych dziedzinach znajdzie jednak coś dla siebie. 
Rodzina
  • Matka: Helena Tatiana Woronow - malarka i projektantka mody. Z Anastazją są dosyć blisko. Nieformalnie głowa rodziny, dobrze urodzona. 
  • Ojciec: Ignacy Walentyn Woronow - założyciel i prezes firmy zajmującej się produkcją i sprzedażą broni, inwestor wielu naukowych badań. Córka jest jego oczkiem w głowie. 
  • Brat: Mikołaj Roman Woronow - zapalony gracz, rok młodszy od Anastazji. Uczy się na informatyka, ma talent i szansę znaleźć pracę w wielu dużych firmach i organizacjach w Rosji. Również duma rodziny, ma najczęstszy kontakt z siostrą. 
Partner: Ciężko byłoby jej uwierzyć, że ktoś może ją na tyle polubić.
Zakochany/a: Nigdy naprawdę nie była zakochana. 
Orientacja: Uważa, że płeć nie ma dla niej znaczenia. Ma nadzieję na głównie silny, emocjonalny związek, jeśli takowy miałby zaistnieć.
Inne:
- zawsze chciała przefarbować włosy na ciemny, wiśniowy kolor i ma zamiar zrobić to jeszcze przed rozpoczęciem szkoły
- skończyła dwa stopnie szkoły muzycznej, następnym krokiem byłaby akademia, ale chce jeszcze z tym poczekać
- gra na altówce, fortepianie i gitarze, wcześniej uczyła się na skrzypcach
- w zespole najczęściej śpiewa, ale z dziewczynami wymieniają się rolami; wyjechały do NYC w czwórkę
- czasem ma fazy bycia dużą, pogodną dziewczynką kochającą kakao, kapcie-króliczki i bajki
- prócz epizodów depresji i skrajności emocjonalnych jest na dobrej drodze do alkoholizmu, ale nigdy nie przeholowała z trunkami
- określa siebie jako "szaloną retro-dziewczynkę mającą ogromne serce dla świata"
- Jest czasem ironiczna i najbardziej lubi czarny humor. 
- potrafi ugotować tylko wodę na herbatę i nie jest zbyt wymagająca, jeśli chodzi o jedzenie - wyjątkiem jest wino, bo pije tylko wybrane marki
- Jest wielką fanką Paula Coelho, filozofii greckiej i Lany Del Rey
Historia: Dorastała i uczyła się w Rosji. Jej rodzina, nawet ta dalsza, zawsze była zgodna i wspierająca się. Nastolatka zawsze powtarzała, że nie zasługuje na wszystkie dobre rzeczy, które ją spotkały. Swoich przyjaciół poznała w średniej szkole, mawiali żartobliwie, że ją adoptowali. Do USA postanowiła wyjechać tylko z dziewczynami​, ale wciąż chce utrzymywać kontakt z pozostałą dwójką. 
Pojazd: Uwielbia jeździć pociągami i nie przeszkadza jej miejska komunikacja, jeszcze nie ma własnego pojazdu.
Pupil: Boo i Minerwa
Inne zdjęciaklik
Steruje: misia555w 
villemo.elistrand@gmail.com

Pupile


Imię: Minerwa
Wiek: 3 lata
Rasa: Kot syberyjski
Charakter: Na pozór dzika kotka, dla znajomych osób jest jednak miła i kochana. Jest nieco nieprzewidywalna, trochę jak jej właścicielka. Inteligentna manipulantka, królowa rodziny, czego jest doskonale świadoma. Raczej domatorka, choć w Rosji zdarzało jej się wychodzić i wracać po dwóch tygodniach, szczególnie w lato.
Ciekawostki: Nie lubi myszy, nie trawi ich. Rodzina często się zastanawiała, co w takim razie je na swoich "wakacjach". Jej ulubionym miejscem do spania jest futerał Anastazji, gdy ta pogrywa na altówce.



Imię: Boo
Wiek: Pół roku
Rasa: Wąż zbożowy
Charakter: Jest to spokojny i cierpliwy osobnik. Szybko przywiązał się do właścicielki i kota, z którym lubi się bawić. Dużo śpi, ale ma momenty nadpobudliwości. Rzadko jest w terrarium - z Minerwą są przykładem niecodziennej przyjaźni, a wąż jest raczej grzeczny i nie ucieka. Bardzo nieufny w stosunku do obcych.
Ciekawostki: Jest albinosem, co samo w sobie jest ciekawe. Jego poprzedni właściciel właściwie chciał się go pozbyć - chyba nie miał zbyt wiele pojęcia o rzadkich odmianach węży. Boo przepada za noszeniem go na barku i ramieniu.

Od Erica cd Jodissela

Puste butelki po alkoholu walające się koło stołu, płyta Guns n' Roses w stereo i kakofonia kilku zachrypniętych głosów. Istny chaos, którego dopełnieniem był dzwoniący w mojej dłoni telefon. Naścienny zegar nie zdążył jeszcze wybić dwudziestej trzeciej. 
Próbowałem skupić się na wyświetlaczu telefonu, ignorując przepełnione paniką głosy reszty kadry przekrzykującej się gdzieś za moimi plecami. Trener od zawsze miał genialne wyczucie czasu. Naturalnym było też, że to ja zostałem tym szczęśliwcem, któremu przypadł zaszczyt rozmowy z nim. Chwała losowi chociaż za to, że byłem jeszcze w miarę zdolny do poprowadzenia konwersacji.
- Dobry wieczór, trenerze - odezwałem się po odebraniu połączenia, a wszystkie pozostałe w pomieszczeniu jednostki niespodziewanie umilkły. - Jak się bawisz w Chicago?
Starałem się przybrać swój standardowy ton głosu, maskując tym nieznaczne pijackie nuty. Nie należałem do grupy osób, która, szybko żegna się ze stanem trzeźwości, aczkolwiek ingerencja moich ukochanych znajomych wystarczyła, abym powoli tracił nad sobą panowanie. 
- Jest całkiem znośnie - odparł Mackie, wahając się przez chwilę. - Jak poradziliście sobie na treningu? 
W pośpiechu przypomniałem sobie drobny scenariusz rzekomego treningu, jaki udało mi się opracować między drugim a trzecim drinkiem. 
- Peter zremisował z Ianem w dowolnym na pięćdziesiąt metrów, Blake poprawiał styl, Felix się pochorował, a ja poprawiłem czas na grzbiecie o dwie sekundy.
Bezgłośne oklaski dwójki z moich kompanów utwierdziły mnie w przekonaniu, że wcale nie szło mi aż tak beznadziejnie. 
- Ciekawie, ciekawie - barwa głosu w słuchawce wzbudziła we mnie lekki niepokój. - Trening trwa do dwudziestej drugiej pięćdziesiąt. Spójrz na godzinę, Pere. Z tego, co się orientuję, nigdy nie zabierasz telefonu na salę basenową.
Wstrzymałem oddech, pozwalając na to, aby przez moją głowę przewinęło się tyle rosyjskich przekleństw, o jakich miałem pojęcie. Mackie miał rację. Do końca treningu było teoretycznie jeszcze piętnaście minut, więc w ogóle nie powinienem odbierać połączenia. 
- Skończyliśmy wcześniej... - mruknąłem w końcu, lecz zanim skończyłem, trener się rozłączył. Odłożyłem telefon do kieszeni i spojrzałem na chłopaków z rozbawieniem zabarwionym konsternacją.
- No, kamraci, chyba jesteśmy w dupie.
Epizod z telefonem wprowadził tylko chwilowy zamęt, już po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Udało nam się przetrwać wieczór bez ingerencji policji, co dla mnie było jak kamień z serca. Na bałagan starałem się na zwracać zbytniej uwagi - rano chciałem się tym zająć. 
Dlatego że moi znajomi dość wcześnie zaczęli, automatycznie też szybciej skończyli. Dzięki temu o jeszcze ludzkiej porze mogłem rzucić się na łóżko bez myśli, że ktokolwiek mógłby jeszcze demolować salon pod moją nieobecność. Alkohol na szczęście skutecznie pomógł mi w zaśnięciu.
Nieważne, w jakim stanie byłem, zawsze budziłem się około godziny siódmej. Tak też było i tym razem - zaspany automatycznie zsunąłem się z łóżka, aby następnie udać się do łazienki. Zanim jednak to zrobiłem, przekopałem swoją garderobę w poszukiwaniu odpowiedniego na dziś stroju. Finalnie mój wybór padł na dość lekką bordową koszulę i czarne jeansy. Moim zdaniem była to dość elegancka kreacja, ale też niezbyt przesadnie - całkiem dobra na dzisiejsze spotkanie. 
Gdy zdołałem doprowadzić siebie do porządku, zajrzałem do salonu. Wszyscy jeszcze spali, a teraz widoczny w świetle dziennym pokój aż wołał o pomstę do nieba. Nie zastanawiając się dłużej wróciłem do łazienki i z szafki pod zlewem wyciągnąłem dwie szmaty, które następnie zmoczyłem pod kranem. Gdy ponownie stanąłem w progu salonu, niczym zawodowy miotacz baseballowy cisnąłem je na twarze śpiących najbliżej wejścia. Ku mojemu zadowoleniu, padło na Blake'a i Felixa. Ten drugi obudził się od razu, odrzucając pocisk na podłogę z niemałym zaskoczeniem, brunet natomiast dalej spał w najlepsze. Nie potrwało to jednak długo, gdyż dźwięki wydobywające się z mojego stereo są w stanie obudzić nawet nieboszczyka. 
- Felix i Blake ogarniają dywan, Peter sprząta ze mną śmieci, Alex zajmie się odkurzaczem - oznajmiłem, nie zważając na oburzone mamrotania chłopaków. - Wszystko oprócz odkurzacza znajdziecie w łazience. Macie godzinę, bo dłużej nie zniosę tego widoku, a do trzynastej ma was tu już nie być. 
(Jodi?)

Zoe Amelie Wayne

Imię i Nazwisko: Zoe Amelie Wayne 
Przezwiska: Brak 
Wiek: 20 wiosen 
Płeć: Kobieta 
Pochodzenie: Posiada skandynawskich przodków, urodziła się w Norwegii i tam dorastała przez dwa lata po czym przeprowadziła się z rodziną do Stanów. 
Praca: Pracuje jako kierowniczka w jednej z najpopularniejszych kwiaciarni w mieście. W między czasie występuje w mniejszych restauracjach lub barach jako gitarzystka.
Charakter: Zoe jest uczuciową dziewczyną o uczciwym sercu. Nie jest w stanie zrobić krzywdy niewinnej osobie a już zwłaszcza zwierzęciu. Stara się nie kłamać gdy nie ma takiej potrzeby i ocz kuje tego samego od innych osób. Jest dosyć nieśmiała i staje się niezdarna gdy staje się zbyt emocjonalna. Zdarza jej się często rumienić i potykać o własne nogi. Nie jest zawistna osoba i potrafi szybko wybaczać, nawet gdy druga osoba n to nie zasługuje, jedynym wyjątkiem są ci którzy skrzywdzili w jakiś sposób zwierzęta lub jej bliskich. Jest pracowitą i punktualna dziewczyną co jednak czasem skutkuje przepracowaniem i możliwymi omdleniami. Nie potrafi być niemiła przy pierwszym spotkaniu i ma zwyczaj zbyt częstego przepraszania. Jest dobrą słuchaczką, jednak gdy potrzebuje potrafi się rozgadać.
Wygląd: Wayne jest młodą dziewczyną o jasnej karnacji z piegami na twarzy i jasnymi szaro błękitnymi oczami, które otaczają gęstą zasłoną czarne rzęsy. Jej drobną twarz okalają rudo-różowe włosy sięgające żeber. Jej postawa jest kobieca jak i atletyczna. Jej ciało zdobi kilka tatuaży głownie z motywem roślinnym. Poza piegami posiada również kilka drobnych pieprzyków na ciele. Nie jest mocno umięśniona aczkolwiek jest bardzo wygimnastykowana.
Zainteresowania/Hobby: Zoe jest zdolną kwiaciarką oraz ogrodniczką. Interesuje się zwierzętami oraz muzyką. Potrafi grać na gitarze z którą, zwykle wieczorami, przysiada na tarasie na dachu po czym zanurza się w dźwięku muzyki. Potrafi śpiewać jednak rzadko to robi publicznie. Uwielbia chodzić z Ruby i Ace’m na spacery do Central Parku. Próbuje również opanować grę na okarynie. Do 17 roku życia trenowała gimnastykę artystyczną aczkolwiek zaprzestała ze względu na marzenie zostania kwiaciarką.
Rodzina: 
  • Emilie Wayne - Matka Zoe, przepracowana policjantka, która za bardzo martwi się dobrem córek. 
  • Alexander Wayne - Ojciec Zoe, zmarły wojskowy sił powietrznych Norwegii. 
  • Victorie Wayne - Młodsza o 4 lata siostra Zoe, uczennica w New York High School, dorabia w kawiarni. 
Partner: Brak 
Zakochany/a: Jeszcze nie spotkała tej osoby, chociaż kto wie.
Orientacja: Biseksualna 
Inne: 
- Uczyła się języka norweskiego.
- Jest uczulona na orzechy.
- Brała udziały w zawodach gimnastycznych gdy była w wieku szkolnym.
- Uwielbia pić herbatę, można powiedzieć że się od niej uzależniła.
- Mieszka razem z rodziną w domu jednorodzinnym gdzieś na obrzeżach miasta.
Historia: Nie pamięta swojego życia zanim przeprowadziła się do Nowego Jorku, była wtedy za mała, dlatego pamięta tylko swoje życie w wielkim mieście. Gdy miała 17 lat podczas ćwiczeń lotniczych zmarł jej ojciec. Od tamtej pory jest bardzo zżyta z młodszą siostrą, a ich matka bardzo przejmuje się ich bezpieczeństwem. Zdecydowały się na adopcje szczeniaków aby nie było smutno w domu i mimo krótkiego czasu są bardzo przywiązani do nich.
Pojazd: Zoe jeździ odziedziczonym po ojcu białym jeepem cherokee o którego bardzo dba ze względu na myśl o ojcu.  klik
Pupil: Ruby i Ace
Inne zdjęcia: klikklik 
Steruje: NorikoHirose [howrse]

Pupile


Imię: Ruby
Wiek: 4 miesięce
Rasa: Syberyjski czerwony husky
Charakter: Ruby jest aktywnym i nie umiejącym usiedzieć w miejscu psem, jak to szczeniaki. Podczas snu musi mieć dużo miejsca gdyż co chwilę turla się na boki co wygląda naprawdę uroczo. Szczeniak jest wielkim głodomorem i zawsze jest chcetna na wszystko co tyko jest w jej zasięgu. Głównie dla niej po domu są porozrzucane zabawki dla psów, aby miała co robić kiedy musi siedzieć zamknięta pod nieobecność właścicieli.
Ciekawostki:
- Jej ulubionymi zabawkami są wszystkie te piszczące.
- Nie lubi zostawać sama.
- Uwielbia chodzić na spacery.
- Jest bardzo przywiązana do Zoe mimo że nie są ze sobą tak długo.
- Jej ulubionym jedzeniem jest kurczak.



Imię: Ace
Wiek: 5 miesięcy
Rasa: Syberyjski husky
Charakter: Ace jest przeciwieństwem Ruby, uwielbia wylegiwać się na miękkich rzeczach, a zwłaszcza przy jego właścicielce. Mimo że jest szczeniakiem nie zachowuje się jak typowy szczeniak, zazwyczaj nie ma ochoty na zabawy i nie jest głodomorem jak jego towarzyszka. Lubi chodzić na spacery i gdy Ruby się bawi on woli leżeć obok Zoe lub kogoś z jej rodziny.
Ciekawostki
- Jego ulubionym miejscem jest przeznaczona dla niego poduszka na kanapie.
- Zje wszystko co poda mu się do jedzenia w jego misce.
- Mimo krótkiego czasu jest bardzo przywiązany do Zoe.
Inne zdjęcia: brak