czwartek, 8 sierpnia 2019

Od Diany

- O której wychodzicie? – spytałam, nawijając ostatnie nitki makaronu na widelec. Siedzieliśmy z ojcem na patio naszej ulubionej knajpy. W piątki wieczorami zawsze wychodziliśmy razem jeść na miasto, już tak się między nami utarło.
- Pewnie koło ósmej, wybierasz się gdzieś? – odparł, ocierając kąciki ust serwetką i spojrzał na zegarek. 
- Do Stacey, jak zwykle – za każdym razem wychodziłam „do Stacey”. Po części była to nawet prawda, jej dom niemal zawsze był moim przystankiem w drodze do klubu. Zazwyczaj razem malowałyśmy si ę i ubierałyśmy. Tata tylko przytaknął, po czym wyjął z kieszeni portfel. 
- Podrzucę cię – zaproponował, co było mi całkiem na rękę. Po chwili podeszła do nas kelnerka, zapłaciliśmy i opuściliśmy restaurację. Gdy wróciliśmy do domu było już po osiemnastej, dlatego stwierdziłam, że najwyższa pora zacząć się zbierać. Umyłam się, spakowałam swoje rzeczy i żeby zabić nudę, włączyłam jeszcze na chwilę telewizor. Kątem oka przyglądałam się jak ojciec nerwowo prasuje swoją granatową koszulę. 
- Pojedziemy troszeczkę wcześniej, jeszcze po Jade – tłumaczył się niepotrzebnie, właściwie nawet nie było to tłumaczenie, po prostu mówił sam do siebie. 
- Dlaczego po prostu się nie wprowadzi? – zapytałam. Jade była w porządku, mogłaby z nami mieszkać. Odciążyłaby mnie trochę z praniem, bo nienawidziłam tego robić. – Jesteście już prawie rok razem. 
- Nie wiem, ona nie chce, mówi, że dobrze się jej mieszka samej, proponowałem już - westchnął. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. 
Pół godziny później siedziałam już na wielkim łóżku Stacey i właśnie kończyłam malowanie brwi. Dziewczyna była w łazience od dłuższego czasu. Już zastanawiałam się, czy nie iść sprawdzić, czy przypadkiem nie zemdlała, ale wtedy drzwi otworzyły się z wielkim impetem.
- Kurw a – warknęła, spojrzałam na nią pytająco. – Dostałam okres – dodała wściekła. 
- Tampon, tabletka i w drogę, mocniej cię klepnie – mruknęłam – mogę sobie pożyczyć? – spytałam, wskazując na jej bordową pomadkę z Diora. 
- Pewnie – blondynka wyszła na balkon i rozwaliła się na bujanej kuli do siedzenia, odpalając sobie przy tym papierosa. – Chciałam ubrać tą nową, kremową sukienkę – westchnęła. Przykucnęłam na progu i zaczęłam rozczesywać włosy. 
- Ubierz, ryzyk fizyk.
- Fuj – skrzywiła się i zaciągnęła.
- Możesz mi pożyczyć – uśmiechnęłam się interesownie – weź sobie tą moją czarną, błyszczącą bluzkę z dekoltem, jest super. 
Stacey miała biust za który mogłabym zabić, z resztą, miała taką figurę, że nawet w zwykłych jeansach wyglądała genialnie. Dziewczyna jest ode mnie rok starsza, poznałyśmy się na imprezie gdy była jeszcze w liceum. 
- Niech będzie – zgodziła się. – W ogóle, kto dziś będzie? 
- Damien, Maddie, Collin, pewnie i tak jeszcze kogoś spotkamy. Nie wiem, czy nie są u kogoś na biforze, możemy jeszcze dołączyć, tylko się pospiesz. 
Nie można było nazwać mnie trzeźwą, gdy wchodziliśmy do klubu, jednak zdecydowanie nie rzucałam się w oczy. Ochroniarz na bramkach kojarzył mnie z widzenia, więc nawet nie spytał o dowód, z resztą, zdarzyło się to może dwa razy w całej mojej karierze imprezowiczki. Znajomi poszli poszukać jakiegoś wolnego miejsca by usiąść, ale postanowiłam nie towarzyszyć im, tylko od razu rzucić się w wir tańca. Kątem oka wypatrywałam jakiegoś naiwniaka, którego miałam zamiar naciągnąć na najdroższego drinka, ale nikt nie zwrócił mojej uwagi, dlatego po prostu tańczyłam sobie wśród innych. Po jakimś czasie dołączyli do mnie Collin i Maddie, Stacey znikła już w toalecie, więc przypuszczalnie poszła przypudrować sobie na wstępie nosek. Collin wyciągnął ku mnie dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i poruszałam się w rytm muzyki, a chłopak nachylił się ku mnie.
- Stacey bierze co imprezę? – spytał ciszej, ale na tyle głośno, by nie zagłuszyła go muzyka. 
- Prawie – odparłam obojętnie, a on zacisnął mocno usta. Był zakochany w niej od dawna, co było widać i słychać, a czego dziewczyna zdawała się być nieświadoma. Choć podejrzewam, że wcale tak nie było, i dziewczyna pewnie doskonale o tym wiedziała.
Po chwili ktoś odbił mnie od Collina, jakiś starszy ode mnie brunet, pachnący perfumami od Armaniego. Tańczyliśmy przez chwilę, po czym zaproponował mi drinka, na co ochoczo przystałam. A potem drugiego, trzeciego, i w połowie czwartego wyszliśmy sobie na papierosa, gdzie uświadomiłam sobie, że szumi mi w głowie dość mocno, ale jednak nie na tyle, by pozwolić się mu pocałować. Wywrócił oczami, gdy oznajmiłam mu, że muszę iść do toalety, tak naprawdę to chciałam, żeby się w końcu odwalił. Zamknęłam się w kabinie, w której o dziwo było naprawdę czysto, zamknęłam klapę od toalety i usiadłam, wbijając wzrok w sufit, by trochę przetrzeźwieć. Usłyszałam tylko, jak ktoś wymiotuje obok, ale było mi to dość obojętne. Gdy poczułam się trochę lepiej, to zerknęłam na zegarek, było już po drugiej w nocy, stwierdziłam, że pora się już zbierać, albo przynajmniej sprawdzić czy wszystko w porządku z moim towarzystwem, którego nie widziałam od paru godzin. Gdy byłam pod wpływem, to zupełnie nie czułam upływu czasu. 
Gdy tylko wyszłam z kabiny, okazało się, że ową wymiotującą osobą była Maddie. Jakoś nieszczególnie mnie to zdziwiło, bo dziewczyna nigdy nie miała mocnej głowy, na szczęście była z jakąś nieznaną mi brunetką, która próbowała zmyć jej z twarzy tusz, który spłynął dziewczynie po policzkach. Nie miałam ochoty się mieszać w ogarnianie dziewczyny, tym bardziej, że ona po alkoholu była niesamowicie silna i już raz zdarzyło się, że potargała mi bluzkę, gdy ją podnosiłam z ziemi, dlatego tylko szybko umyłam ręce i wymknęłam się z toalety. Nie mogąc nigdzie znaleźć Stacey, Collina ani Damiena, skierowałam się w stronę baru. Podeszłam i usiadłam przy blacie, nachylając się nieco.
- Podać coś? – spytał barman. 
- Nie, chciałam zapytać, czy nie było tu takiej blondyny w cekinowej bluzce? – zmarszczyłam brwi.
- Było tu dziesięć blondyn w cekinowych bluzkach – wzruszył ramionami. 
- Takiej z wielkimi cyckami – uniosłam brew, mając nadzieję, że coś mu się skojarzy. Chłopak prychnął śmiechem pod nosem, spuścił wzrok na szklankę, którą wycierał właśnie ściereczką.
- A, ona – uśmiechnął się – to mówiła, że musi się przewietrzyć i chyba poszła z jakimiś dwoma kolesiami.
Uspokojona wyprostowałam się na stołku.
- Ale jeden koleś pytał o ciebie, lałem wam wcześniej drinki.
- Poszedł już? – rozejrzałam się, na szczęście nie było go w pobliżu. 
- Kojarzę go, szemrany typ, uważaj – ostrzegł mnie. Pokiwałam głową, po czym wyszłam ponownie przed klub, z zamiarem poszukania Stacey i reszty. Poznaliśmy tam jakąś inną grupkę, którzy mieli przy sobie butelkę wódki. Potem była już równia pochyła w dół, w jednej chwili tańczyłam, w drugiej siedziałam na sofie, a w jeszcze innej zaszyłam się gdzieś w okolicach drzwi, które prowadziły zapewne na zaplecze. Oparłam się ciężko o ścianę, ale nawet stanie było wyzwaniem, dlatego zsunęłam się po niej w dół i z pełnym skupieniem zaczęłam kręcić blanta, z zioła, które dał mi parę minut wcześniej Damien. Nagle coś wyparło mnie do przodu, były to otwierające się drzwi. Trawa wysypała się na podłogę, zmarszczyłam brwi.
- Co jest… - ten sam barman, który wcześniej mnie ostrzegał, właśnie wychodził z pomieszczenia gospodarczego. 
- Uderzyłeś mnie – syknęłam, rozmasowując plecy. 
- To po chu j tu siadasz? Tutaj nie ma wstępu dla gości, wynocha – warknął. Zaczęłam ręką zagarniać marychę na bletkę, a wtedy zauważył.
- Nie mogłaś iść z tym do kibla? – zmarszczył brwi – zaraz ktoś tu przyjdzie i cię wywali, i lepiej, żeby nie wezwali pał, bo dziś jest menadżerka.
- Szekaj… - wybełkotałam pijacko. – Skręć mi to – poprosiłam.
- Co?
- Skręć mi to – wręczyłam mu zielsko. Chłopak zawahał się i popatrzył na zamknięte drzwi od zaplecza, zapewne prowadzące na tyły budynku.

Alexander?
No skręć jej to

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz