poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Jodissela CD Erica

Wychodząc na słońce i duchotę, westchnąłem ciężko. W kawiarni było tak przyjemnie w porównaniu z "zewnętrzem". Rozejrzałem się niemrawo, wymacując telefon w torbie i orientując się, że wyciszyłem go automatycznie, gdy w kawiarni zagadał do mnie Eric. Marszcząc brwi i zasłaniając ekran dłonią, aby zobaczyć na nim cokolwiek, zdołałem odkryć, że mam nieodebrane połączenie od Jeala. Kilkanaście nieodebranych połączeń. Chorera. [Howrse cenzuruje nawet cho*erę? xd] Natychmiast naszły mnie same czarne myśli. Moja firma w ogniu. Ogólnokrajowa awaria serwerów. Ktoś z mojego zespołu wylądował w szpitalu. Jane rozjechały się tabelki w Wordzie.
Z duszą na ramieniu wybrałem numer Jeala. Zdążyłem odsłuchać tylko jeden sygnał dźwiękowy, zanim odebrał.
- Jodi, do jasnej ciasnej popielatej w kratkę, gdzież ty się szlajasz?!
Głos Jeala był nieco napięty, ale nie roztrzęsiony, czego spodziewałbym się, gdyby dzwonił do mnie z jakimś niezwykle ważnym i nieznoszącym zwłoki problemem w pracy, więc uspokoiłem się minimalnie. Jak zwykle mój zastępca i przyjaciel nie fatygował się, żeby się choćby przywitać, tylko natychmiast walił z grubej rury, jakby to nie on do mnie wcześniej wydzwaniał.
- Hej, Jeal. - pozdrowiłem go machinalnie. - Kazałeś mi wyjść, to wyszedłem. Co się stało? Coś z firmą? Czy to Jane? Dobrze się czuje? Jeśli to te tabelki, to mówiłem już, że rozjechane też ujdą, to tylko dla naszych oczu...
- Nie-... Jodi... Hej, możesz się przymknąć na sekundę? - Jeal przerwał mi wpół słowa, więc posłusznie zamilkłem. - No. A teraz się spowiadaj.
Oczami duszy widziałem, jak Jeal opiera dłoń na biodrze gestem surowej guwernantki, której podopieczny coś przeskrobał. Przystanąłem w cieniu alejki pomiędzy dwoma budynkami i rozejrzałem się bezwiednie. Spowiadać się? Z czego? Niby wiedziałem, że Jeal ma jakiś nadnaturalny radar, jeśli o mnie chodziło i zazwyczaj dzwonił do mnie, aby zapytać się, czy zabrać mnie spod szpitala sekundę po tym, jak mnie wypisywano, ale nie miałem pojęcia, co niby zrobiłem teraz takiego, że wymagało to siedmiu prób połączenia się ze mną. No i jednego od Giny, ale jeśli dzwoniła tylko raz, to pewne było, że Jeal ją do tego zmusił. Ona jako jedyna najwyraźniej rozumiała ideę prywatności.
- Halo, żyjesz czy dostaję Dynę w spadku? - zapytał Jeal, kiedy nie odzywałem się dłuższy czas. Wiedziałem, że silił się na dowcip, ale jego głos brzmiał tak, jakby umierał z niepokoju, co sprawiało, że pytanie zabrzmiało bardzo drętwo. Przełknąłem głośno ślinę i uśmiechnąłem się krzywo wbrew sobie.
- I tak ją dostajesz w spadku. Po prostu jeszcze nie teraz. Wybacz, po prostu nie rozumiem, co masz na myśli. Z czego mam się spowiadać? Nie robiłem nic nielegalnego. Co ci znowu ten twój cały radar podpowiedział?
- Żaden radar, głupku, cały poranek pytałem się, czy będzie dla ciebie w porządku, jeśli zadzwonię do ciebie, kiedy już uda nam się wypchnąć cię za drzwi Blowesome. Potakiwałeś jak to cielę, więc założyłem, że będziesz pamiętał. No to dzwonię. Nie odbierasz. Okej, może nie zdążyłeś, w końcu ta twoja torba jest jak czarna dziura nie tylko na wizytówki, ale i na tą twoją cegłę i inne rzeczy, które powinieneś mieć w zasięgu ręki, ale nie masz, bo to oczywiście cały ty. No to dzwonię drugi raz. To samo. Trzeci — nic. Zaczynam się denerwować. No jak nic zemdlałeś, umarłeś albo i gorzej. Potem straciłem już rachubę, ale kazałem też zadzwonić Ginie, bo czasem masz tego całkiem nieuzasadnionego focha na mnie i może specjalnie nie odbierasz. Ale jak już od niej nie odebrałeś, to już postradałem zmysły ze strachu, jak nic coś poważnego...

- Owszem, dość poważne. - przerwałem mu, wachlując się wizytówką Erica. Było tak gorąco. Niemalże usłyszałem, jak Jeal przestaje oddychać. Żeby go nie katować, dodałem szybko: - Ale nie w ten sposób, co myślisz. Skoro wy trzymacie mnie z daleka od pracy, którą załatwiłem wam ja, idę bawić się w CEO gdzie indziej. Innymi słowy, załatwiłem sobie klienta. Albo raczej to on załatwił sobie mnie.
Opowiedziałem przyjacielowi pokrótce całą historię z Erikiem, który rozpoznał mnie w kawiarni.
- Ma gość tupet... - wymamrotał Jeal, gdy skończyłem. - Daleko facet zajdzie...
Mruknąłem coś niezrozumiałego, czując, że moja przedpotopowa komórka wibruje, zwiastując wiadomość SMS. Zerknąłem na wyświetlacz. SMS pochodził od Jeanette, ale podpisała go jako "??? stalker?", więc wiedziałem, że przypuszczalnie to Eric pisał na podany w internecie numer firmy. Bardzo rzadko Jeanette przekazywała mi wiadomości tekstowe z głównego numeru firmy, gdyż najczęściej ludzie pod niego dzwonili. Tylko Eric mógłby chcieć ostatnio mój numer prywatny, więc to najpewniej on próbował się ze mną skontaktować.
- Oho. O wilku mowa. Odczepisz się ode mnie, jeśli przysięgnę, że zamelduję ci się, jak tylko wrócę do domu?
- Muszę znać godzinę z dokładnością do minut i sekund, wiedzieć, czy zadzwonisz od progu, czy jak już wejdziesz...
- Może jeszcze numer buta? - zirytowany przerwałem jego monolog, na co zareagował śmiechem.
- Trzydzieści dziewięć. Uwielbiam doprowadzać cię do momentu, w którym przestajesz być ultrauprzejmym Brytyjczykiem, a stajesz się niewychowanym Nowojorczykiem.
- Jesteś złym człowiekiem. - tylko na taką obelgę było mnie stać, mnie — ultrauprzejmego Brytyjczyka. - Zapomnij o tym telefonie.
- Jak nie zadzwonisz, zastaniesz mnie u siebie w mieszkaniu ze wszystkimi gratami w liczbie trzech walizek.
- Nie masz klucza.
- ...tak myślisz?
Po kilkunastu minutach w końcu udało mi się wynegocjować jeden telefon wieczorem, uspokoiłem przyjaciela na tyle, by nie myślał, że znajdzie mnie rano martwego w jakimś rowie i rozłączyłem się, mogąc nareszcie zająć się otrzymanym od Erica SMSem.
Tekst głosił: "Okazuje się, że trzy najbliższe dni mogę wykorzystać całkowicie w dowolny sposób. To chyba dobra okazja na wywiad, o ile też znajdziesz czas."
Wiedziałem, że i jutro moja ekipa nie pozwoli mi pracować, więc odnalazłem numer, jaki Eric zapisał w odmętach mojego starego aparatu i zacząłem klikać w cyferki.
"Bardzo dobrze się składa, ponieważ i ja najbliższych kilka dni będę miał wolnych. Co powiesz na spotkanie jutro o czternastej w tej samej kawiarni? Dziękuję za szybką wiadomość. Jodissel Sykes, CEO internetowej firmy odzieżowej Blowesome."
Zanim wysłałem wiadomość, patrzyłem na nią przez kilka sekund, nim po chwili namysłu nie usunąłem ostatnich kilku słów, zostawiając tylko swoje dane. Wcześniej brzmiało jakoś tak zbyt formalnie. Eric był oczywiście moim klientem, ale skontaktował się ze mną prywatnie i kiedy raz nienaumyślnie przeszedłem z nim na "ty", głupio było ponownie zgrywać ważniaka. Wysławszy wiadomość i upewniwszy się, że doszła tam, gdzie miała, schowałem telefon, tym razem przezornie w zewnętrznej kieszeni torby i ruszyłem powoli w stronę mojego apartamentu. A przynajmniej miejsca, gdzie wydawało mi się, że powinien się znajdować. Miałem kiepską orientację w terenie i jeszcze gorszą pamięć do okolicy, a moja Dyna została pod firmą. Samochód kurzył się w garażu, więc jak zwykle musiałem drałować na nogach. Zawsze jednak trafiałem, więc powinno tak być i tym razem.
Eric?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz