poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Od Jodissela CD Erica

O dziwo, nie zgubiłem się.
Co prawda, owszem, dojście do mieszkania zajęło mi dwa razy więcej czasu, niż wynikało z podesłanej mi przez próbującego mnie ratować Jeala mapki, ale natychmiast rozpoznałem budynek, więc jeszcze nie było tak źle ze mną. Zaciskając chłodne palce na pulsującym ostrym bólem lewym przedramieniu, otworzyłem drzwi wejściowe barkiem i wtoczyłem się do środka, natychmiast ruszając w kierunku windy i nawet nie fatygując się, aby choćby zerknąć na klatkę schodową. Gdy zasuwane drzwi zamknęły się za mną i metalowe pudło ruszyło ze zgrzytem, ostrożnie podwinąłem rękaw białej koszuli, aby zerknąć, dlaczego tym razem ból nękał mnie od kilkunastu minut. W lustrze na tylnej ścianie windy odbiły się fioletowo-zielone plamy po wewnętrznej stronie mojego przedramienia — krwawe wybroczyny, które zwiastowały kolejne problemy z kruchością moich naczyń, tym razem tych nieco większych. Gdybym nie był sobą, to pewnie bym zaklął, a tak to westchnąłem tylko i delikatnie opuściłem rękaw, starając się uważać na spinkę w mankiecie. Stałem zgarbiony, jakby zmęczenie przyginało mnie do podłogi, nadając mi kształt pytajnika. Nie była to zbyt późna godzina, ale ja byłem wiecznie zmęczony, choć pozwalałem sobie na okazanie tego dopiero wtedy, gdy nikt mnie nie widział. Jeszcze mi tylko brakowało tych współczujących spojrzeń, doprawdy...
Tak czy inaczej, nie zamierzałem się jeszcze kłaść. Musiałem się przygotować do jutrzejszego spotkania. Z tego względu wyłuskałem telefon z kieszeni torby i zerknąłem na wyświetlacz, aby upewnić się, że Eric nie zostawił mi żadnej nowej wiadomości. Okazało się jednak, że owszem, zostawił. Szybko ją odczytałem, ale jako iż winda akurat zatrzymała się na moim piętrze, zostawiłem sobie odpisanie na SMS na później. Gdy tylko drzwi rozsunęły się, dwójka moich sąsiadów, którzy akurat także chcieli skorzystać z windy, mogła zobaczyć wyprostowanego i uśmiechniętego delikatnie mnie, bez żadnych oznak wskazujących na to, że cokolwiek mogłoby być ze mną nie w porządku. Pozdrowiłem ich uprzejmie, po czym ruszyłem do drzwi swojego apartamentu, wyławiając po drodze klucze z odmętów mojej torby. Kilka minut później stałem już w dużym, cichym i ciemnym mieszkaniu, starając się zmusić do zrobienia czegokolwiek, chociażby odwieszenia torby czy zdjęcia butów, aby nie stać jak kołek w wejściu. Westchnąwszy, w końcu się ruszyłem, zapalając po drodze wszystkie światła, aby apartament wydawał się choć odrobinę mniej pusty. Lubiłem samotność, ale kiedy ogarniało mnie fizyczne złe samopoczucie, jakaś jego część wpływała także na moją psychikę. Nie chciałem jednak dzwonić do Jeala czy Jeanette, bo jak nic natychmiast by się tu pojawili, gotowi poprawić mi humor, a na to w tej chwili nie miałem najmniejszej ochoty. Postanowiłem więc, że obiecany telefon do przyjaciela wykonam bliżej wieczora, a zamiast tego zająłem się odpisywaniem na wiadomość Erica. A właściwie raczej przez większość czasu zastanawiałem się, jak odpisać, niż rzeczywiście to robiłem, ponieważ ilekroć się za to zabierałem, mój umysł podpowiadał mi, że SMS od Erica był typowym pożegnaniem niewymagającym odpowiedzi. W końcu uległem i zostawiłem telefon na stoliku, nie wysyłając wiadomości. No bo co miałem napisać? "Nie mogę się doczekać!"? Brzmiało zbyt dziecinnie według mnie, więc nie namyślając się długo, wyciszyłem aparat, aby nikt mi nie przeszkadzał. Parę chwil później siedziałem już na fotelu w zbyt wielkich jak dla mnie, długich spodniach od piżamy w biało-czarną kratkę oraz w dopasowanym szarym tank-topie i niewidzącym wzrokiem wpatrywałem się we włączony, lecz wyciszony telewizor na ścianie przede mną. Myślami byłem już daleko, planując, co założę na jutrzejsze spotkanie z Erikiem i jakie pytania najlepiej mu zadać, aby wykrystalizować sobie przynajmniej trzy pewne cechy jego idealnej, oryginalnej kreacji, która w dodatku pasowałaby do tematu gali. Wkrótce niewielki notes, jaki zawsze trzymałem pod stolikiem do kawy, był cały pokreślony i wypełniony wszelakimi pytaniami, jakie przyszły mi do głowy w związku z garderobą Erica. Z cichym westchnieniem, bardziej przypominającym niemalże bezgłośny jęk bólu, odłożyłem notes i usadowiłem się wygodniej na fotelu. Zawczasu nastawiłem budzik na godzinę piątą rano, aby zdążyć wpaść do pracy — pokazać się przyjaciołom, poinformować ich, że żyję i na razie w żadne zaświaty się nie wybieram oraz podpytać tych co bardziej zorganizowanych o wolne terminy w związku z rezerwacją studia fotograficznego. Jako iż to Gina była w tym najbardziej obeznana, ponieważ to ona zajmowała się wybieraniem najlepszych zdjęć, jakie następnie trafiały na naszą stronę, postanowiłem porozmawiać z nią kolejnego dnia. Nie chciało mi się ruszyć z mojego wygodnego fotela, ale musiałem jeszcze wybrać odpowiedni garnitur na jutro. Potykając się o zbyt długie i zbyt szerokie nogawki spodni wdreptałem na półpiętro po krętych schodach, aby następnie stanąć przed niemalże największą częścią mojego apartamentu, czyli garderobą. Właściwie nie był to nawet osobny pokój, tylko naprawdę gigantyczna szafa, zdolna pomieścić w swoich trzewiach wszystkie moje wymyślne garnitury — także i te zaprojektowane przeze mnie. I dla mnie. Oczywiście było lato, więc jutro także powinno być równie upalnie, co dzisiaj, zatem nie fatygowałem się nawet, aby szukać pełnego garnituru. Wybrałem za to jedną z lepszych, kraciastych koszul oraz jeansy, które co prawda nosiłem rzadko, ale wyjątkowo tylko one wydawały się wystarczająco eleganckie i jednocześnie nie przesadnie eleganckie — akurat tak, jaka była potrzeba. W międzyczasie od prasowania i przygotowywania ubrań zadzwoniłem do Jeala i zdałem raport, pomijając tylko tę część o nowych siniakach na moim ciele. Pominąwszy wszystkie posiłki, jakie przypuszczalnie powinienem był wmusić w siebie dzisiejszego dnia, zwinąłem się w kłębek na moim gigantycznym łóżku, znajdującym się naprzeciw garderoby, po czym szybko odpłynąłem, raz po raz będąc tylko budzonym przez pojedyncze spazmy bólu, przebiegające przez moje ciało.
<Eric?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz