poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Od Auguste cd Maximiliana i Mercedes

- Byliśmy na tej samej imprezie, w tym samym klubie i tym samym czasie. - Wzruszyłam ramionami. - Potem się przyczepił i ups. Symbioza, czy coś.
- Symbioza… ciekawe. - Kobieta popatrzyła w stronę kas. - Jesteś pewna, że zjemy osiem Happy Mealów?
- Dwa możemy zanieść Arrowowi na przerwę obiadową. - Oparłam się o stolik. - Będzie, że jestem dobrym pracodawcą.
- Na to wychodzi. - Kobieta lekko uniosła kącik ust.
- Dziewczyny, niech ktoś mi pomoże! - Archie zamachał rozpaczliwie rękami. No tak. Osiem zestawów.
- Ja dzwonię do Arrowa, a ty pomagasz tej melepecie? - Uniosłam z rozbawieniem brwi.
- Niezły plan. - Pokiwała głową i ruszyła na pomoc blondynkowi, a ja wyciągnęłam telefon.
Po chwili przeszukiwania kontaktów, w końcu znalazłam pana Greena w książce.
- Jesteś może głodny? - Zaczęłam bez zbędnych ceregieli.
- A co, zapraszasz mnie na obiad? - Odparł zaczepnie.
- Nie, potrzebuję wszystkich maskotek, więc zamówiliśmy osiem Happy Mealów. - Uniosłam zadowolona kącik ust. - Nie zjemy tego sami.
- I jak rozumiem, zabawki idą do ciebie? - Zapytał.
- Oczywiste. - Przewróciłam oczami.
- Okej, akurat miałem sobie robić przerwę. - Zaśmiał się. - Czekam.
Bez zbędnych dodatków, rozłączyłam się i podeszłam do Archiego i Marii, by pomóc im nieść nasz obiad do studia.
***
- Iron Man, Kapitan Ameryka, Czarna Wdowa, Clint, Hulk, Thor, Loki i Spider-Man. - Z dumną pacnęłam każdą z zabawek w głowę. - Pluszowe! Miękkie!
- Czy ty nie masz w domu Tsum Tsuma Iron Mana? - Arrow właśnie pochłaniał ostatnią frytkę.
- No i co z tego. - Popatrzyłam na moje zdobycze, wkładając do ust ostatni kawałek kurczaka. - Potrzebuje na nie półki. Arrow, przyjdziesz do mnie i ją zamontujesz?
- Czy to propozycja nie do odrzucenia? - Chłopak zabawnie poruszył brwiami.
- Stąpasz po cienkiej linii Green. - Pogroziłam mu palcem, aż Munin zamachał skrzydłami. - Archie, ty jeszcze żyjesz?
- Chyba nie. - Blondyn zasłonił usta ręką. - Ta cola… za dużo coli…
- Ja bym winiła te dziwnie wyglądające jabłka, które postanowiłeś zjeść, ale jak kto woli. - Maria wzruszyła ramionami. - Twoje życie, twoja decyzja.
- Ale moja łazienka, więc nie zrzygaj się. Ładnie proszę. - Pociągnęłam ostatni łyk coli i usadziłam małego boga chaosu na swoim udzie. - Loki, dla ciebie zastanowiłabym się, czy zakochanie nie jest fajne.
- Proszę, proszę, jakie radykalne stwierdzenia panno Auguste Maxence von Lothringen! - Archie wskazał na mnie palcem. - Jest ktoś, kogo lubisz.
- Ta, nordycki bóg chaosu i kłamstwa, który - jeśli wierzysz w ich mity - wisi sobie gdzieś owinięty wnętrznościami swojego syna, a jego żona trzyma miskę, coby jad mu na twarz nie kapał. Nie licząc tego, że jest rudy. - Odginałam powoli kolejne palce.
- Czekaj, czekaj, czekaj. - Maria pomachała mi rękami przed nosem. - Auguste Maxence von co?
- Lothringen. - Westchnęłam. - Bardziej znacie to nazwisko, jako Lotaryng.
- Znam skądś to nazwisko… - Zamyśliła się kobieta.
- Linia cesarska na Węgrzech i nie tylko. - Podsunął Archie, ciągle umierając na ból brzucha. - To nie bez powodu jest Cesarzowa.
- Zamknij się Hardcastle. - Wystawiłam mu język. - Taka ze mnie cesarzowa, jak z ciebie baletnica!
- Nie wiem, nigdy nie próbowałem tańczyć w balecie, w przeciwieństwie do ciebie chyba. - Zaśmiał się i od razu tego pożałował. - Ugh, ostatni raz jem w tym pieprzonym fast foodzie.
- Przypomnę ci, jak znowu będziesz jęczał, że idziemy na Nuggetsy. - Uśmiechnęłam się diabolicznie.
- Nuggetsy to nie osiem Happy Meali! - Próbował się podnieść.
- Ups? - Zaśmiałam się.



Max?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz