poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Od Lorcana

Dzień był gorący i parny. Nie pomagało chodzenie w samych bokserkach. Chodzenie, pf. Raczej leżenie plackiem na podłodze pod wentylatorem. Nienawidziłem lata. Tak jak wiosny i jesieni. Zima nie była aż taka zła, ale za nią też jakoś specjalnie nie przepadałem. Po prostu było chłodniej. Więc w lato leżałem na podłodze w moim mieszkaniu i umierałem z każdą kolejną sekundą. Czasami coś zapaliłem, albo wypiłem, ale było tak cholernie gorąco, że nawet zwykłe papierosy mi nie smakowały. Musiało być bardzo gorąco. Jednak Lucy to nie przeszkadzało i od dobrej godziny leżała zadowolona na moim brzuchu. Gdy tylko chciałem się ruszyć, przeraźliwie miauczała i kazała mi wrócić na miejsce. Wzdychałem ciężko i dalej się nie podnosiłem. Nie wiem, co było nie tak z tym kotem, ale… to była Lucy. Nie mogłem nic zrobić. Właściwie to nie chciałem. Skoro jej to pasowało, dlaczego mi nie miało?
Jednak nic nie mogło trwać wiecznie.
- Loriiiiii, idziesz ze mną do klubu. - Głos Gin był wyjątkowo nie znoszący sprzeciwu. - Teraz!
- Chcesz żebym świecił golizną przed całym miastem? - Uniosłem lekko brew.
- Ciągle leżysz w samych gaciach na podłodze? - Prychnęła dziewczyna.
- Jest za gorąco na życie moja droga Ginevro. - Pokręciłem głową. - Nie mam zamiaru zakładać czegoś więcej.
- Ups, będziesz musiał, bo… - Usłyszałem otwierane drzwi i dźwięk zakończonego połączenia. - Ja tu jestem i idziemy na imprezę!
- Jak chcesz zaliczyć, to możesz pójść do klubu dla lesbijek. - Podrapałem Lucy za uszami.
- Nie, idziemy do najbardziej tęczowego klubu w mieście, a ty będziesz mi towarzyszył. - Pokazała na mnie palcem. - Wyrwiesz kogoś, nawet jeśli wciągniesz wyciągnięte dresy, spokojnie.
- Czy sugerujesz, że jestem łatwy? - Zaśmiałem się.
- Nie, sugeruję, że jesteś przystojny i gorący. Nawet bardziej niż dzisiejszy dzień. - Stanęła przed szafą. - Zaraz ci coś…
- To szafa Lucifera. - Rzuciłem pusto. - Ja mam ciuchy w sypialni.
- Oh. - Gin zamknęła szafę. - Chodź! Zaraz wybiorę ci coś, co zapewni ci chmarę ludzi na noc.
- Jedna noc, jeden człowiek GinGin. - Wziąłem Lucy na ręce i ruszyłem do sypialni. - No, może dwójka. Trójkąty też są wciągające.
- A inne figury? - Poruszyła sugestywnie brwiami.
- Możemy spróbować. - Zaśmiałem się.
***
Ciemność rozświetlana kolorowym, punktowym światłem, głośna muzyka, alkohol lejący się strumieniami… to był mój świat. No, może z małymi dodatkami, ale nie mam zamiaru narzekać. Gin zniknęła trzy kluby temu z jakąś laską, a ja ruszyłem dalej. W końcu nie bez powodu musiałem wcisnąć się w przylegające, czarne jeansy i koszulę z paroma rozpiętymi guzikami. Skoro się już poświęciłem, postanowiłem balować dopóki nie upatrzę jakiejś ofiary. Właśnie obczajałem tyłek jakiegoś faceta, gdy kątem oka zauważyłem, że ktoś się do mnie przysiada.
- Martini poproszę. - Rzucił niezidentyfikowany osobnik.

Ktokolwiek?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz