poniedziałek, 2 września 2019

Od Leroya CD Lorcana

Wszystkie wiatraki kręcą się na maksymalnej prędkości, klimatyzacja szumi, ale i tak wciąż jest gorąco. Nie, gorąco to chyba za lekkie słowo, jest parno, upalnie, duszno, nie do zniesienia. Ciasne uliczki i wielkie budynki robią z Nowego Jorku labirynt suchego powietrza, którym wręcz nie da się oddychać. Wieczne spaliny i żar lejący się z nieba nie pomaga.
– Gorąc – burczy Priya, przeciskając się przez drzwi na zaplecze, niosąc górę talerzy. Otwieram je szerzej. Kiwa mi głową niby na podziękowanie. River wyskakuje za ladę, bezmyślnie bawiąc się swoją plakietką z imieniem. Godzina dwunasta, HaZy jest zapchane. W sumie nie dziwota, sama klimatyzacja przyciągnęła pewnie połowę tych ludzi. Dziękuję sobie za to, że wpadłem na pomysł zamontowania jej w budynku. Inaczej wszyscy już bylibyśmy martwi (choć i tak w tej temperaturze większość ludzi jest bliska śmierci). Priya wraca z zaplecza i dopiero gdy odchrząkuje, wyrywa mnie z zamyślenia – ktoś z godzinę temu przyszedł tu w kostiumie kąpielowym. Tylko kostiumie.
– A ja widzę kogoś w futrze – rzucam okiem na zapełnione kanapy. Boże, jak on wytrzymuje?
– Ja kogoś w pełnym stroju Spider-Mana – dorzuca River, nawet nie rzucając na nas oka zza kasy.
– To Nowy Jork – wzrusza ramionami Priya, zapinając włosy w wysoki kucyk. I tak loki spadają jej na twarz. Wydaje się poirytowana, ale nie dziwię się jej, ta temperatura potrafi działać na nerwy – To zbiorowisko dziwaków.
– Najlepszych – odbijam piłeczkę i Priya krzywi się w uśmiechu, który ewidentnie próbowała zatrzymać.

Oczywiście upał nie mógł być jedynym problemem, inaczej świat stanąłby na głowie. Dostawa nie dotarła, przez co musieliśmy wykreślić prawie wszystkie smoothie z menu, muzyka zacięła się nie raz, a trzy, no i ktoś przyszedł z psem, co wywołało reakcję łańcuchową, od przerażonego sytuacją właścicielki do rozjuszonej matki, chcącej dzwonić na policję. Na szczęście nie doszło do rękoczynów, choć widziałem, jak Eden zakasuje rękawy. Reszta dnia toczy się dość spokojnie, chociaż przez temperatury i tłum wiatraki zdają się szwankować i boże, kolejna rzecz, którą trzeba się zająć. Przynajmniej do zachodu w klubokawiarni jest mniej więcej tłum, co może, ewentualnie, nadrobi za straty. Po dwudziestej pierwszej ludzie już się wykruszają, jakby zmierzch zmuszał ich do wyjścia na zewnątrz, choć pewnie to jedyny czas, kiedy faktycznie da się wyjść na zewnątrz. Gość w futrze żegna się, machając prawie pełnym kubkiem z mrożoną kawą i znika za drzwiami, co czyni HaZy Dreams oficjalnie wolnym od klientów. River całkiem szybko podobnie ląduje przy wyjściu, zaciskając w dłoni firmową koszulkę. Mówi coś o czyichś urodzinach i zatrzaskuje drzwi, przy okazji odwracając plakietkę na stronę ZAMKNIĘTE. Klimatyzacja wciąż szumi, chociaż lżej. Powietrze jest dość zimne. Wskakuję na zaplecze, wciskając naczynia do zmywarki.
– River dobrze gada – odzywa się po chwili Dakota, włączając radio, przez co cichy wcześniej lokal wypełnia się jakąś dość znaną melodią. Pop, coś w tym stylu. Taylor Swift? Może coś innego, nie mam czasu się zastanowić, bo Dakota wskakuje na blat i znowu coś mówi, choć muzyka praktycznie całkowicie go zagłusza.
– Co?
Znowu coś mówi, ale go nie słychać. Chcę mu to powiedzieć, ale zanim otworzyłem usta, by krzyknąć, muzyka cichnie. Priya stoi przy głośnikach ze zmarszczonymi brwiami.
– Mówię – odzywa się znowu Dakota, brzmi na poirytowanego – że River ma rację. Ta temperatura wykańcza. Trzeba się jakoś rozluźnić.
– I co proponujesz? – Priya podnosi brwi wysoko, gdy Dakota zeskakuje z blatu, by podskoczyć do kolumny i spróbować pogłośnić muzykę. Nie udaje mu się, Priya stoi jak ściana, w dodatku jest od niego chyba o dwie głowy wyższa.
– No, imprezę. Pozwiedzamy miejscowe kluby, zobaczymy, jak tam jest–
– A co z Hydrą?
– Ej tam – Dakota macha ręką i gdy tylko Priya odsuwa się, rzuca się na głośnik i znów pop odbija się po ścianach – weź, Ri, w poniedziałki i tak jest pusto. A teraz zaczęli wszyscy pracę, to jeszcze gorzej. No chodźcie, rozluźnimy się, możemy popatrzeć, jak bardzo źle jest u innych w porównaniu z nami...
Priya rzuca mi pytające spojrzenie, jakby nie była pewna, co ma odpowiedzieć.
– W sumie Dakota nie gada głupot – mówię powoli, odkładając szklanki na ich miejsce. Widzę, że Priya przelicza pomysł w głowie. Pewnie wylicza tysiąc plusów i minusów sytuacji, które i tak wyjdą równoważne. Zwraca na mnie wzrok, choć ewidentnie głową jest gdzieś indziej – Możemy obczaić konkurencję, zobaczyć co inni robią na Manhattanie...
Zastanawia się minutę, dwie, gdy Dakota wije się wokół niej do nowej, żywszej melodii.
– Konkurencja...niech będzie – Wzdycha po chwili, niby zrezygnowana, ale widzę cień uśmiechu pojawiający się na jej ustach. Dakota momentalnie promienieje – Ale w zamian za zamknięcie dziś, jutro robimy drinki za pół ceny. Inaczej nie nadrobimy.
– Świetnie, to co, widzimy się tu za pół godziny, muszę się przebrać, to cześć! – rzuca na jednym wdechu i znika za drzwiami. Słyszę za sobą rozbawiony głos Priyi.
– W co my się wpakowaliśmy?

Punkt dziesiąta wieczorem spotkaliśmy się przy drzwiach klubokawiarni (my, jako ja, Priya w aksamitnej sukience, Dakota z czymś, co tylko w małym stopniu mogło nazywać się koszulką, Jaden, Tanya i ktoś, kto przedstawia się jako Eric). Dakota krzywi się, taksując mnie wzrokiem.
– Mogłeś się bardziej postarać.
– Hej, biała koszula to doskonały wybór na wyjś–
– Dobra, idziemy – zarządza wymalowana na bóstwo Tanya i rusza ze stukotem szpilek w głąb ulicy, nie pozwalając mi skończyć.

Wchodzimy do pięciu klubów w ciągu dwóch godzin, w każdym spędzamy mało czasu, bo albo komuś nie podoba się muzyka, albo drinki za drogie czy niedobre, albo dziwni ludzie kręcą się po lokalu. Po jakimś czasie grupka się rozpada, bo po drodze gubimy Dakotę i Erica, potem w kolejnym klubie nie możemy znaleźć Jadena, wreszcie zostaję tylko ja i Priya. Klub, w którym wylądowaliśmy, nie jest jakoś wybitnie zatłoczony, ale i tak trudno dostać się do baru bez zostania popchniętym chociaż dziesięć razy. Priyę ktoś wyciągnął na parkiet, choć nie wyglądała na tak złą, jak wcześniej tego wieczoru, gdy ktoś zaproponował jej taniec.
Muzyka łupie po uszach, światła migają, trudno skoncentrować się na czymkolwiek. Mam wrażenie, że ktoś do mnie coś mówi, ale gdy rozglądam się bacznie, nikt nie patrzy się na mnie, co wyklucza sprawę. Jezu, chyba muszę usiąść.
Na szczęście kilka stołków barowych jest wolnych, więc siadam na jednym z tych na uboczu. Rzucam okiem na bar. Dwójka barmanów kręci się jak szalona, próbując zadowolić wszystkich klientów. Obok mnie są trzy miejsca wolne, dalej ktoś siedzi. Rzucam okiem na parkiet. Priyi nie widać. W sumie co mi tam, pogadać nie zaszkodzi.
Przesuwam się na stołek obok osoby. Patrzy się gdzieś w bok, skupionym wzrokiem. Barman zbliża się do mnie z pytaniem o zamówienie wymalowanym na twarzy.
– Martini poproszę – rzucam bezmyślnie, w końcu to jeden z bardziej znanych drinków, co nie? Barman kiwa głową – I virgin Mojito do tego.
Czuję na sobie wzrok osoby obok, więc zwracam głowę w jej stronę. Chłopak, może mieć jakieś dwadzieścia lat, ciemne włosy zaczesane à la Elvis, chociaż grzywka spada mu na czoło i gdyby była przesunięta o kilka milimetrów w którąkolwiek stronę, zasłaniałaby mu widok. Chorobliwie blada skóra odbija kolorowe światła, chłopak sam przez jasność cery wygląda, jakby się świecił. Podnosi brwi, a na jego ustach tańczy drobny uśmiech, gdy przesuwam Martini w jego stronę. Oliwka tańczy w białym drinku, ja dostaję swoje Mojito i zaciskam zimną szklankę w dłoni. Jezu, jak tu jest duszno. Chcę podwinąć rękawy, ale orientuję się, że musiałem to zrobić wcześniej. I tak jest gorąco.
– Leroy – mówię do chłopaka po przełknięciu łyka napoju. On bierze swój drink do ust, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Gdy go odsuwa, oblizuje wargi. Oho.
– Lorcan.
– O, no proszę, też na L, co za zbieg okoliczności – wyrywa mi się, zanim się powstrzymałem, ale chłopak (Lorcan, podpowiada mi mózg) nie wydaje się bardzo oburzony potokiem słów, więc wyprostowuję się i mówię dalej – No, to co cię tutaj w środku tygodnia sprowadza, Lorcan?

Lorcan?
przepraszam za brak fabuły aaaa

1 komentarz:

  1. Gambling with a Net Worth: Your Money (Summary)
    From online gambling to casino games, 인천광역 출장안마 there's 당진 출장안마 always a 춘천 출장마사지 new player looking for a new place 구리 출장안마 to play. Gambling 양주 출장샵 addiction isn't a new trend, but a

    OdpowiedzUsuń