piątek, 9 sierpnia 2019

Od Jodissela CD Erica


Z cichym westchnieniem zerknąłem na zegar wiszący na kolumnie centralnie przede mną. Dochodziła godzina, podczas której większość ludzi powinna być w pracy, jednak w moim przypadku był to czas, aby się z mojej pracy ulotnić. Nie z własnej woli oczywiście. Wokół mnie już od kilkunastu minut niczym wściekłe sępy krążyli moi współpracownicy, starając się wmówić mi, że moje samopoczucie jest gorsze, niż mi się wydaje i z całą pewnością nie mam siły pracować tak ciężko, jak pracuję — to jest, przeorganizowując wizualną część naszej strony internetowej w przerwach od odpowiadania na męczące pytania o mój stan zdrowia.
Wszystko przez ten jeden jedyny dzień w tym tygodniu, kiedy zapomniałem zabrać ze sobą butelki wody i zasłabłem przez panujący w biurze zaduch. Nic nadzwyczajnego. Nawet gdybym nie był chory, mogło mi się zdarzyć. Ale nie, moi współpracownicy odebrali to jako incydent na miarę próby samobójczej i teraz niemalże codziennie monitorowali zawartość mojej torby, a także poinformowali mnie, że mają pełne prawo wywalić mnie z mojego własnego biura, jeśli tylko stwierdzą, że poradzą sobie w pracy beze mnie.
Widząc zatem wzrok Jeanette przewiercający mnie na wskroś zza szyby, posłusznie zabrałem swoją torbę i posnułem się do drzwi, nawet nie fatygując się, by zamknąć komputer — biorąc pod uwagę fakt, że dali mi wybór: albo wychodzę o podanej mi przez nich godzinie, albo odprowadzają mnie pod same drzwi apartamentu, wolałem nie zwlekać nawet minuty dłużej. Przechodząc obok biurka Jeanette, rzuciłem jeszcze tylko:
- Znikam na twoją odpowiedzialność...
...po czym machnąłem do uśmiechającego się do mnie niewinnie Jeala i wyszedłem prosto w ścianę gorąca, jaką był świat zewnętrzny poza siedzibą naszego sklepu. Przez moment dosłownie nie mogłem oddychać. Gdy tylko wróciły mi zmysły, wygrzebałem z kieszeni okulary przeciwsłoneczne i ruszyłem szybkim krokiem wzdłuż ulicy. Myślami byłem daleko, ale na szczęście zadziałała moja pamięć mięśniowa i zamiast wylądować po kilkunastu minutach marszu pod jakimś mostem, odnalazłem siebie stojącego naprzeciwko przyjaźnie wyglądającej kawiarni. Nawet nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, gdzie jestem, ale musiałem najwyraźniej już tu kiedyś być, skoro na myśl o przyjemnie chłodnej mrożonej kawie zjawiłem się właśnie tutaj. Nie zwlekając — w końcu gorąc dawał mi się nieco we znaki, a szopa ciemnych włosów w niczym mi nie pomagała — pchnąłem drzwi, już po chwili stawiając pierwsze kroki w lokalu. Było tutaj chłodno i wszędzie unosił się lekki zapach kofeiny. Rozejrzawszy się zdawkowo, zająłem miejsce przy jednym z małych stolików, a gdy zainteresowała mnie mną kelnerka, złożyłem zamówienie. Przeglądając się w szybie, poprawiałem właśnie kołnierz białej koszuli, kiedy usłyszałem czyjś głos mówiący:
- Dzień dobry, panie Sykes.
Choć nie miałem do tego żadnego powodu, przestraszyłem się lekko, że ktoś zwraca się do mnie po nazwisku. Nie rozpoznawałem głosu, więc zaskoczony spojrzałem na mężczyznę, który do mnie zagadał i już chciałem wstać, aby się z nim przywitać, ale on zajął miejsce po drugiej stronie wybranego przeze mnie stolika.
- Nazywam się Eric Perez - przedstawił się. - I chciałbym pana o coś spytać.
Wciąż lekko zaskoczony podałem mu rękę, słuchając uważnie, co ma mi do powiedzenia.
- Potrzebuję oryginalnego stroju na galę w przyszłym miesiącu, czy nie zechciałby mi pan pomóc?
Mój rozmówca miał bardzo miły głos i w dodatku uśmiechał się delikatnie, więc stwierdziłem, że warto mu dać szansę. Raczej nie projektowałem nic dla osób prywatnych, ale w sumie co mi szkodziło spróbować?
- Wszystko zależy od tego, jaka to gala i w jakim charakterze się pan tam udaje, panie Perez. - odsunąłem nieco swoją szklankę, aby móc złożyć dłonie na blacie stołu. Czekając na odpowiedź, przyjrzałem się mężczyźnie. Wyglądał młodo, gdzieś w okolicach mojego wieku, miał dość niespotykanego, jak dla mnie, koloru włosy, lekko wilgotne, jakby chwilę wcześniej wyszedł z basenu. Był też zdecydowanie wyższy ode mnie, co już takie trudne raczej nie było.
- Musiałbym wiedzieć, czy ma pan jakieś własne pomysły na aranżację swojego stroju, abym mógł się na czymś wzorować i wiedzieć, w jaką stronę zdecydowanie nie iść. - poinformowałem go jeszcze. - Ale zanim zdecyduję, czy podjąć pańskie wyzwanie, chciałbym wiedzieć... Skąd pan się o mnie dowiedział? - bezwiednie przekrzywiłem głowę na bok niczym ciekawski zwierzak. Nie panowałem nad tym, choć z natury starałem się tego nie robić. Rzadko mi jednak wychodziło. - Nieczęsto zdarza mi się zostać rozpoznanym na ulicy. Niech pan tylko nie mówi, że już kiedyś pana poznałem, tylko pana nie pamiętam. - posłałem mu lekki uśmiech, aby pokazać, że żartuję.
<Eric?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz